środa, 27 marca 2013

Ból i rozpacz.

Zastanawialiście się kiedyś jak to jest posiadać wszystko a potem nagle to stracić? Czuć jak opuszczają was najlepsze emocje: miłość, radość, ŻYCIE, jak z was powoli to ulatuję? A ciało staje się obojętne i przerazliwie zimne, serce rozrywa się na kawałki i czuje tylko ból? Tak ja się czułam po odejściu Cullenów. Nic mnie nie cieszyło, funkcjonowałam jak lalka, wstawałam, chodziłam do szkoły, myłam się i odrabiałam lekcję i tak w kółko. Moje oczy były puste, martwe, przestałam słuchać mojej ukochanej muzyki i czytać książki, bo wszystko kojarzyło mi się z nim. A potem pojawiło się światełko w tunelu. Moja nadzieja na lepsze. Christopher. Mój syn. To on dawał mi powód do życia, liczył się tylko on. Byłam taka szczęśliwa. Cieszyłam się, że Edward nie ma wstępu do mojego umysłu, bo dowiedziałby się wszystkiego a tego nie chciałam. Stałam właśnie w salonie Cullenów, wiedziałam, że czekają na wyjaśnienia. Czułam jak zainteresowanie i zaintrygowanie Carsle od momentu gdy wpadłam do ich domu w wampirzym tempie, jestem właściwie na 100%, że Carslie w tamtej chwili po raz pierwszy zaniemówił. Usadowili się dookoła mnie na sofach a ja stałam po środku salonu. Wbijali we mnie swój pełen niezrozumienia wzrok. Postanowiłam przemówić:
- Chciałabym, żebyście wysłuchali mnie i nie przerywali mi dobrze?- zwróciłam się do głowy rodziny. Carslie skinął głową.
- Może to dziwne i trudne do przyjęcia, ale przybyłam tu z przyszłości- widziałam w och oczach zdziwienie.- A dokładnie cofnęłam się 10 lat do tego momentu, do tej chwili by poznać odpowiedzi na pytania, które przez 10 lat nie pozwoliły mi spokojnie egzystencjować. Nie jesteście obecni w moim przyszłym życiu z własnego wyboru- powiedziałam to za ostro niż zamierzałam, ale emocje mnie poniosły, widziałam również szok u pozostałych, Edward chciał się wtrącić, ale syknęłam na niego, żeby mi nie przerywał- Opuściliście mnie dzień po moich 18-stych urodzinach. Bez pożegnania, bez żadnego słowa, ale chociaż nie... Edward się pożegnał. Jak to ująłeś?- zwróciłam się do niego z ironią- " Byłaś tylko zabawką, nic nie znaczącą zabawką. Nie kocham cię, nie  chce cię"- zacytowałam go. 
- Co?? To nieprawda! Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza- krzyczał- Nie mogliśmy cię zostawić, to nieprawda- dalej krzyczał.
- Uspokój się !- warknęłam. Spojrzał na mnie zdziwiony tak jak reszta, ale usiadł spokojnie.
- W dniu moich urodzin zdarzył się wypadek. Przecięłam sobie palca papierem, a Jasper rzucił się na mnie- widziałam jak blondyn wstrzymuje oddech. Popatrzył na mnie z poczuciem winy, od razu wyczułam, że wierzy wszystko co mówię, od samego początku.
- Edward go odepchnął w samą porę, ale również odepchnął mnie przez co poleciałam na ścianę i przecięłam sobie rękę, było pełno krwi. Wyprowadziliście Jaspera, został tylko Carslie, który mnie opatrzył. Następnego dnia zniknęliście, nie dzwoniliście, nie pisaliście, porzuciliście mnie. Jak śmiecia.- podniosłam trochę głos. Wszyscy byli w głębokim szoku, uwierzyli mi. W oczach Edwarda był ból i smutek. Ale ja jeszcze nie skończyłam.
- Wróciłam tu, żeby się dowiedzieć prawdy. W przyszłości niespodziewanie po 10 latach znowu pojawiacie się w moim życiu. Chcecie w nim uczestniczyć. Argumentujecie swoje zachowanie troską o moje życie. Mówiliście, że zrobiliście to dla mojego dobra, ale czy to prawda? Czy na prawdę mnie kochacie tak jak mówicie? Czy może jestem tylko chwilową rozrywką w waszej długiej egzystencji ?- zmuszałam ich do wysłuchania moich słów. Widziałam, ze byli pod ogromnym szokiem, ale po moich ostatnich słowach w ich oczach ujrzałam coś jeszcze. Oburzenie i niedowierzanie. Esme już otwierała żeby coś powiedzieć, ale wyprzedziła ją zbulwersowana Rosalie. 
- Nie jesteś pępkiem świata! Jakim prawem pytasz nas czy cię kochamy? Kogoś tak bezwartościowego? No proszę cie.- zaśmiała się drwiąco, pozostali próbowali jej przerwać, ale kiwnęłam, żeby przestali- Nic dla mnie nie znaczysz! Jeśli cię zostawiliśmy to bardzo się cieszę. Szkoda tylko, że nie umarłaś- syknęła przybliżając się do mnie. 
- Rosalie- warknął ostrzegawczo Edward.
Ani ja ani ona nie zwróciłyśmy na niego uwagi. Ciągle patrzyłyśmy sobie w oczy, ona wściekła ja spokojna z pogardliwym uśmieszkiem na ustach.Widząc to jeszcze bardziej się wściekła i ciągle szła w moją stronę. Oj kochana nie wiesz z kim zadzierasz zaśmiałam się w duchu.
- Niepotrzebnie się wysilasz, jeśli chcesz mnie przestraszyć. Jesteś żałosna-zadrwiłam.
Warknęła wściekle. O dziwo reszta Cullenów się nie odezwała , nawet Emmett, myslałam, że będzie chciał bronić ukochanej, ale on tylko siedział spokojnie jak reszta i patrzył na rozwój wypadków. 
- A ty jesteś śmieciem!- odpyskowała mi, a jej oczy ciskały we mnie błyskawice.- Jesteś taka naiwna. To ci powiedział Edward jak cię zostawiał. Oj biedactwo- zagruchała- Powiedział ci prawdę, pewnie nigdy cię nie kochał chciał się tylko zabawić- zaśmiała się. 
Teraz się zdenerwowałam, Rosalie ewidentnie chciała mnie zranić do tej pory jej się to nie udawało, ale teraz wróciła do momentu w którym jej brat mnie zostawił. To wciąż mnie bolało. Słyszałam warknięcia za plecami blondynki. Im też nie spodobały się słowa blondynki. Rosalie musiała wyczytać ból z mojej twarzy, bo uśmiechnęła się mściwie. Ale ja nie zamierzałam być niczyim popychadłem. 
- Suka- powiedziałam pogardliwie. 
Zobaczyłam zdziwienie na jej twarzy, a sekunde pózniej rzuciła się na mnie z wrzaskiem.Odskoczyłam w odpowiednim momencie a ona wylądowałam na podłodze, szybko podniosłam ją i przycisnęłam do ściany za szyję tak, ze wisiała jakieś 5 cm nad podłogą. Emmett zerwał się pewnie chcąc pomóc ukochanej, ale ku zdumieniu wszystkich za ramie złapała go Esme i pociągnęła z powrotem na kanapę ze słowami:
- Zostaw. Rosalie należy się nauczka. Nie zawsze wszystko może uchodzić jej na sucho.
Jej mąż skinął głową. Spojrzałam na moją ofiarę.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo nie zamierzam dwa razy powtarzać. Nigdy, ale to nigdy nie zwracał się do mnie w ten sposób. Nie pozwole się bezkarnie obrażać. Nie będę ci służyła za popychadło, żebyś mogła podnieść swoje ambicje wyżywając się na innych.- przycisnęłam ją mocniej do ściany i usłyszałam, że pęka pod naciskiem. Blondyna próbowałam mi się wyrwać, ale ze mną nie miała szans.- Następnym razem uważaj na słowa, bo już nie będę tak przyjemna. Gorzko pożałujesz więc się lepiej zastanów zanim coś powiesz- z tymi słowami puściłam ją  a ona upadła ciężko na ziemie, zaraz obok niej pojawił się Emmett chcąc pomóc wstać, ale odepchnęła go wpatrując się we mnie z nienawiścią. Wiedziałam, że znów będzie chciała coś powiedzieć i cóż nie pomyliłam się.
- Ty....- zaczęła z sykiem. O nie, nie tym razem. Warknęłam głośno na nią. Przestraszyła się i cofnęła za Emmetta. Prychnęłam z pogardą. Tchórzliwa szmata. Wyczytałam podziw w oczach pozostałych, nawet Emmett patrzył na mnie z podziwem. Z powrotem odwróciłam się do głowy rodziny, wtedy padło pytanie, którego najbardziej się obawiałam:
- Bello kto cię przemienił?- zapytał Carslie.
- Gdy odeszliście w Forks pojawił się Laurent. Byłam akurat na samotnym spacerze, zaskoczył mnie. Przysłała go Viktoria, aby mnie zabił. Chciała zemsty. Oko za oko, ząb za ząb jak to się mówi. Ponieważ Edward zabił Jamesa, uznała, że najbardziej co by go zabolało byłaby moja śmierć. Myślała, ze mnie pilnujecie i dlatego sama nie przyszła. Niestety nie było was wtedy, a Laurent zdążył mnie ugryzc zanim wilki go zabiły- mówiłam patrząc przed siebie i wtedy przerwał mi Jasper:
- Wilkołaki? Wiesz o ich istnieniu?
- Oczywiście. Pomogli mi gdy was nie było. Jeden z nich jest moim najlepszym przyjacielem. Jacob Black.- gdy to powiedziałam zauważyłam, że dotąd milcząca Alice skrzywiła się i zrobiła smutą minę. No tak do pory najlepszą i jedyną przyjaciółkę jaką miałam była właśnie ona. Już zamierzałam ją przeprosić, ale zamknęłam usta w końcu to ona mnie zostawiła. Nie jestem jej nic winna. 
-Przyjaznisz się z wilkołakami?- zapytał zszokowany Emmett- Przecież to nasi wrogowie.
- Nie moi- zauważyłam pewnie- Wiem również o pakcie, więc sie nie martwcie.
Carslie chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Nad czymś się zastanawiał, nie chciałam wchodzić w jego myśli. Chciałam dać mu chwilę prywatności.
- Posiadasz jakiś dar?- zapytał cicho Edward.
Spojrzałam na niego zdziwiona, z tylu pytań wybrał właśnie to?
- Tak. Jestem tarczą mentalną i fizyczną, mogę również rozprzestrzeniać ją na inne osoby.- odpowiedziałam, na razie nie zmierzałam wyjawiać im moich pozostałych darów, Ta wiedza była niebezpieczna.- Dlatego nie słyszysz moich myśli, Alice nie widzi mojej przyszłości a Jasper nie czuje moich uczuć. Blokuje was.
Widziałam podziw na ich twarzach.
- Wow! Czyli gdybym poprosił cię, żebyś użyła tej tarczy na mnie to Edward nie słyszałby moich myśli?- zapytał podekscytowany  Emmett.
Zaśmiałam się z jego entuzjazmu.
- Tak, nie słyszałby ich.
- Ale super!- krzyknął.
Teraz wszyscy się roześmialiśmy, nawet Rosalie wykrzywiła delikatnie usta.
- Bello czy kiedykolwiek nam wybaczysz?- zapytała Esme.
Zesztywniałam. Takiego pytania się nie spodziewałam. Już otwierałam usta, żeby coś odpowiedzieć, gdy poczułam straszny ból, tak jakby ktoś wyrywał mi serce. Widziałam przerażenie na twarzach pozostałych. Nie mogłam oddychać, ból utrudniał mi myślenie. Zanim upadałam na podłogę wyszeptałam zrozpaczona:
- Chris.
Potem ogarnęła mnie ciemność.



wtorek, 19 marca 2013

Zdemaskowana.

Idąc w stronę rodzeństwa Cullenów, uśmiechałam się szeroko, Alice z niecierpliwości podskakiwała jak piłeczka. Emmett i Rosalie trzymali sie za ręce i stali obok Alice, Jasper był najbardziej oddalony od tej trójki. Stał samotnie, z boku, mierząc mnie wzrokiem. Parking opustoszał, uczniowie spieszyli sie na lekcję, widziałam jak wchodzą głównym wejściem do szkoły. Zostaliśmy tylko my. Nagle moje wampirze zmysły wychwyciły woń krwi, krwi człowieka i to na dodatek w szkole, była ta osoba, która krwawiła. Na mnie ten zapach nie zadziałał, byłam uodporniona, całkowicie obojętna na zapach krwi, Cullenowie zresztą też, poza Ja....Cholera! Szybko zwróciłam swój wzrok na blondyna, jego oczy pociemniały i pojawiła sie w nich żądza mordu, Edward też musiał to zauważyć, bo zesztywniał u mego boku. Nagle wszystko zaczęło sie dziać z przerażającą prędkością, nim Emmett zdążył chwycić Jaspera, ten z charkotem rzucił się w stronę szkoły i to na dodatek w wampirzym tempie. Działałam instynktownie, nie mogłam pozwolić by ujawnił naszą tajemnicę i zabił niewinnych ludzi. Nim którekolwiek z nich zdążyło zrobić choćby krok, rzuciłam się na przód, łapiąc wampira za ramiona i odciągając go od szkoły. Szarpał się ze mną, próbował odepchnąć. Był ja w amoku, ze zdrowego rozsądku nic nie zostało, tylko pragnienie krwi. Unieruchomiłam mu ramiona i złapałam za szyję, żeby mi się nie wyrwał. 
- Jasper- potrząsnęłam nim- staraj się nie oddychać, przecież nie chcesz zrobić krzywdy tym ludziom. Uspokój się- przemawiałam do niego, potem spojrzałam na pozostałych Cullenów. Powiedzieć, że byli w szoku to stanowczo za mało. Emmett patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami, Alice kompletnie sparaliżowało, podobnie Rosalie. A Edward był przerażony. Chwila przerażony? A no tak, zamiast zdziwić się, że jestem szybka i silna jak wampir, bardziej sie przejął czy nic mi się nie stało.Poczułam,że Jasper się uspokaja i przestaje się szarpać, ale nie zamierzałam go puszczać, nie, kiedy obok nas nadal było czuć ludzką krew. 
- Już w porządku?-zapytałam go cicho. 
On tylko spojrzał na mnie zdziwiony, nie wydawał się być tak zszokowany jak pozostali. 
- Tak, panuję nad sobą.- powiedział-Możesz mnie puścić- próbował się uwolnić z mego chwytu lecz ja tylko zacieśniłam uścisk., 
- Przykro mi Jasper, ale na razie nie moge tego zrobić, jest zbyt duże ryzyko, że znów stracisz kontrole.- rzekłam poważnie, chwyciłam go mocno za ramie i ruszyłam do Cullenów- Choć, dzić nikt z nas nie pójdzie do szkoły, musisz iść na polowanie- powiedziałam spokojnie, to znaczy starałam się bo całą piątka wbijała we mnie niezrozumiałe spojrzenia.
- Belli?- odezwał się Edward- Co to by..- nie dokończył, bo mu nie pozwoliłam.
- Pózniej- uciełam stanowczo- najpierw musimy wybrać się na polowanie- powiedziałam i spojrzałam na nich.
- My?- zająkał się Emmett. 
- Tak. My.- powiedziałam nawet  na niego nie patrząc.
- Edward daj mi kluczyki, ja poprowadze- o dziwo bez sprzeciwu mi je dał- Myślę, że bedzię bezpieczniej jak Jasper no i Alice pojadą z nami.- zwróciłam się do nich- A Emmett i Rose BMW.
Nikt już się nie odezwał, wsiedliśmy do samochodów i ruszyliśmy. Docisnęłam gazu, jako wampir uwielbiałam prędkość, więc to powolne tępo mnie drażniło. Wóz Rosalie jechał za nami, w samochodzie panowała napięta atmosfera, zobaczyłam leśną dróżkę i skręciłam gwałtownie. Po 5 minutach byliśmy już w samum środku lasu. Wysiedliśmy z samochodów, i wtedy uświadomiłam sobie, że nie zmieniłam wyglądu i nadal wyglądam jak człowiek. 
- Zapolujmy- rzekłam.
- Bello!-zdenerwował się Edward- Co tu się do diabła dzieje? Jak powstrzymałaś Jaspera? Skąd masz tyle siły?! Poruszasz się tak szybko jak wampir- krzyczał na mnie. W tej chwili każdy powinien się go bać, bo wyglądał na naprawdę wkurzonego, wyglądał jak prawdziwy, dziki wampir. Nawet jego rodzeństwo nieco się cofnęło. A ja? Jak to ja, stałam spokojnie, bez emocji.
- Skończyłeś?- zapytałam gdy wreszcie przestał krzyczeć.
- Powiedz nam o co chodzi- odezwał się trochę sztywno i popatrzył na mnie "tym" spojrzeniem. O nie, nic tym nie wskórasz kochany, to już na mnie nie działa. Jestem odporna. 
- No ok, więc jestem wampirzycą zadowolony?- powiedziałam i odwróciłam się na pięcie.
Za sobą usłyszałam wstrzymywane oddechy.
-  Wampirem?!
- Jak to?
- To nie możliwe! Ona wygląda i pachnie jak człowiek.
- To jak wytłumaczysz jej szybkość i siłę?! 
- Cholera!
Słyszałam ich kłótnie za sobą, ale nie odwróciłam się , szłam dalej przed siebie.Po chwili poczułam silny zapach pumy, znajdowała się jakiś kilometr na wschód. Puściłam się biegiem w jej stronę. Dosłownie po dwóch sekundach znalazłam się kilka metrów od niej. Zauważyłam, że poruszyła się niespokojnie, pewnie wyczuła moją obecność. Tak już my wampiry działamy na inne gatunki, ludzi czy też zwierząt- boją się nas. Puma ruszyła w przeciwną stronę, lecz nie zamierzałam odpuścić sobie posiłku. Wyszłam z ukrycia, skradając się, ta zawarczała na mnie chcąc mnie wystraszyć, lecz ja się nie bałam. Szłam w jej stronę, za sobą usłyszałam Cullenów, stali i patrzyli na mnie. Nagle puma skoczyła w moim kierunku, ułyszałam również za sobą krzyk Edwarda, ale nie zwróciłam na to uwagi, liczyła się dla mnie w tej chwili krew pumy. Wzywała mnie, kusiła, wabiła. Zderzyłam się z nią w powietrzu, upadając wytworzyłyśmy ogromny huk, próbowała się bronić, lecz w starciu z wampirzą siła nie miała szans, więc po chwili zanurzyłam swoje kły w jej szyi. Jej krew spływała mi ciepłymi falami do gardła, łągodząc pieczenie i pragnienie. Po wypiciu krwi poniosłam głowę, spojrzenia Cullenów wyrażały czysty szok. No cóż nie dziwie się im, dziewczyna, którą uważali za bezbronnego i niewinnego człowieka, rzuciła się na pumę, walcząc zaciekle i wypiła jej krew.
- Bello!- Edward aż się zakrztusił. - Co się dzieję? Nic nie rozumiemy! Puma i ty, jej krew... boże, wytłumacz nam!- krzyczał zdenerwowany.
Patrząc na ich miny, pełne zagubienia i dezorientacji postanowiłam  powiedzieć im prawdę, no może nie całą. Nie chce by na razie wiedzieli o mnie i Volturii i moim synu, moim i Edwarda. 
- Jestem wam winna wyjaśnienia- powiedziałam cicho i spokojnie- Ale nie tutaj- powiedziałam stanowczo. 
Nagle coś mi się przypomniało.
- Jasper! Zapolowałeś ? Pożywiłeś się?- zadałam mu pytanie.

Na początku widocznie zmieszał się, ale odpowiedziała mi.
- Tak, zapolowałem na stado jeleni.
- To może pójdziemy do naszego domu?- powiedziała Rosalie- Myślę, że Esme i Carslie też powinni być ptzy tej rozmowie- rzekła jak dla mnie trochę wyniośle. 
Spojrzałam na nią chłodno.
- Tak, masz rację- przyznałam jej rację, choć nie chętnie.- Ruszajmy. 
Po chwili wszyscy zmierzaliśmy do rezydencji Cullenów, dosłownie za chwile mieli poznać prawdę. Ale nie całą. Jeszcze nie byłam gotowa by im o wszystkim opowiedzieć, a tymczasem u....         

niedziela, 10 marca 2013

Azja.

Azja Południowa. To był cel mojej podróży. Nadal sie zastanawiam czy dobrze robie,nie powiadomiłam nikogo o swoich planach. Kiedy inni szukają pomocy, ja lece sobie to "znajomej", która posiada dar przenoszenia się w czasie, albo raczej moc? Tak moc, w końcu to szamanka. Uratowałam ją kiedyś przed nowonarodzonym, więc jest mi coś winna. Zyje w Azji ze swoim plemieniem, nie widziałam jej od pięciu lat. To kobieta w średnim wieku, mająca męża i dwójkę dzieci. Czy wspomniałąm o tym, że jej plemie się mnie boi? No bo w końcu jestem wampirzycą. Ale u niej go nie wyczuwam, nie wiem dlaczego. W końcu jesteśmy naturalnym zagrożeniem dla ludzi. Dobra, ale koniec tych rozważań, siedzę teraz w samolocie ubrana w ciemne dzinsy, białą koszulkę a na to niebieską koszulę. Do tego brązowe botki na płaskim obcasie. Nawet tak normalnie ubrana zwracałam uwagę ludzi, kurdę to denerwujące, dobrze że nie mogę się rumienić bo byłąbym cała czerwona. Ubrałam się tak nie tylko z powodu wtopienia się w tłum, ale też dlatego, że od razu zamierzam wyruszyć w głąb lasu tropikalnego, by odszukać Rani. Tą szamankę.  Spojrzałam na zegarek, do końca lotu zostało 15 minut. Nagle poczułam, że ktoś przeszywa mnie wzrokiem, i tą osobą jest mężczyzna siędzoący obok mnie. Spojrzałam na niego, a jego sece gwałtownie zabiło, pff faceci. Mężczyzna wyglądała na około 30 lat. Szczupły, piwne oczy i ciemno bląd włosy, Nawet przystojny, ale kiedy zobaczułam jak na mnie patrzy pomyslałąm, " hej człowieku gwałcisz własnie wzrokiem 18-stolatkę" ale zaraz zachichotałąm cicho, bo gdybym była człowiekiem też wyglądałabym na 30-letnią kobietę. Mój śmiech wywołam jeszcze gwałtowniejsze bicie jego serca. Jakie to ludzkie uśmiechnęłam się, ale zaraz uśmiech znikł mi z twarzy, bo ja również reagowałam tak na Edwarda gdy byłąm człowiekiem. W moje rozmyślenia wdarłsię głos stewardesy, która ogłaszałą, że lądujemy. Nareszcie. Gdy tylko odebrałam swój bagaż, poszłąm wynająć samochód, by stworzyć pozory, bo jakby to wyglądało, gdyby "człowiek" od razu z lotniska pobiegł do lasu, bez bagażu i środku transportu? Wpadłam do budynku i od razu  wzrok wszystkich skupił się na mnie. Jezu...Pogoda była dość pochmurna, nie padało ale mgła zbierała się nad nami. Podeszłam do mężczyzny. 
- Dzień dobry- rzekłam.- Chciałabym wypożyczyć samochód.
- E...eee- jąkał się- tak oczywiście, prosze pani- mówił wciąż nie mogąc oderwać ode mnie oczu.
- Może pan mi je pokazać?- zniecierpliwiłam się. No dobrze to ich jąkanie i czerwienienie się było zabawne do pewnego momentu. Nie miałam czasu na takie zabawy.
Chyba wyczuł moje zdenerwowanie, bo od razu poprowadził mnie do salonu i pokazał samochody. Mój wzrok przykół czarny jeep czach. Był boski, w sam raz dla mnie. 
- Chcę ten -rzekłam zdecydowanie.
- Oczywiśćie- odpowiedział- proszę za mna, musi pani podpisać odpowiednie dokumenty.
Poszłam za nim, załatwiłam wszystkie formalności i wziełam kluczyki. Gdy wsiadłam do samochodu, zaśmiałam się cicho bo wyobraziłam sobie minę Grego gdyby zobaczył ten samochód. On kochał jeepy. Z piskiem opon wyjechałam z budynku i udałam się w stronę lasu. Wjechałam w sam jej środek. Jechałam przez jakieś 20 minut a potem gwałtownie skręciłam w lewo, znowu upłynęło jakieś 20 minut i zatrzymałam samochód. Zgasiłam silnik i wysiadłam. Rozejrzałam się w około, las był piękny, niezwykłe kwiaty, drzewa mające kilkadziesiąt metrów wysokośći i oh... słyszałam szum wodospadu. Wzięłam plecak i skórzaną kurtkę. Puściłam się biegiem na północ, przeskoczyłam jednym susem rzekę, która stanęłam mi na drodzę. Wyczułam gdzieś niedaleko pumę, małe polowanko dobrze mi zrobi. Od dawna nie polowałam,a nie chciałam pojawiać sie w wiosce z ciemnymi oczami. Zostawiłam plecak na drzewie i zaczęłam skradać sie w stronę pumy, zauważyłam że poruszyła się niespokojnie, nie tracąc czasu rzuciłam się na nią. Stawiała zacięty opur, szamocząc się lecz w starciu z wampirem się miała szans, szybko zatopiłam zęby w jej szyji, czułam jaj jej krew rozchodziła się po moim ciele, mmmm. Gdy skończyłam odrzuciła na bok jej martwe ciało i wzięłam plecak. Nie tracąc ani chwili ruszyłam w stronę wioski, która znajdowałam się 3,5 km ode mnie. Pokonałam tą odległość w 2 minuty. Już z daleka zauważyłam moją znajomą, gdy wkroczyłam do obozu ludzie zaczęli krzyczeć:
- *Mal!!! Vampiro!!
-*Mais!- dopiero głos wodza uciszył wszystkich, a ona sam zblizył się do mnie z uśmiechem.
- Bella- powiedział miękko- Witaj dziecko. 
- Witaj Arun- powiedziałam i przytuliłam go delikatnie. Wodz odwzajemnił mój uścisk.
- Co cię sprowadza? Masz kłopoty?- zapytał.
- Tak, w pewnym sensie. Potrzebuję pomocy Rani.- gdy to powiedziałam, owa osoba zbliżyła się do mnie i położyła mi rękę na ramieniu.
- Bello, co się stało?- zapytała.
- Chcę abyś pomogła mi cofnąć się do przeszłości.- rzekłam. 
Po moich słowach zapanowała cisza.
- Bello chodzi o tego wampira, w którym się zakochałaś? Edwardo??- zapytał wódz.
- Tak, mam wiele pytań na które chciałabym poznać odpowiedzi. On teraz wrócił i chcę żebym do niego wróciła, ale mam wiele wątpliwości- rzekłam cicho.
Wódz i szamanka popatrzyli długo sobie w oczy. Nastepnie Arun skinął głową.
- Pomożemy ci Bello, jesteśmy ci to winni, nigdy nie zapomniałem co dla nas zrobiłaś.- powiedział.
- Dziękuje- szepnęłam.
Oboje poprowadzili mnie do namiotu szamanki.
- Po powrocie do przeszłości, będziesz nadal wampirem tego cofnąc nie mogę, lecz te wszystkie osoby, które poznałaś nie modą wiedzieć o twoim istnieniu, ponieważ w tamtych czasach jeszcze ich nie znałaś, będziesz posiadac wszystkie moce, które teraz masz. Nie będzie twojego syna- tu coś ścisnęło mnie w środku- wszystko bedzie tak jak 10 lat temu, wszyscy bedą myśleć,że jesteś człowiekiem. Tu też się wszystko zmieni, wszyscy cofną, cofniemy się do momentu, w który przezywaliśmy 10 lat temu. Jesteś pewna,że chcesz to zrobić?- zapytała.
- Tak, jestem pewna- odrzekłam.
- Gdy tylko będziesz chciała wrócić wypowiedz : " Eu quero ir para casa.".
- Dobrze.
Po chwili Rani zaczęła nucić jakiąś modlitwę, a ja poczułam się jakbym leciała.
Otworzyłam oczy i nie mogłam wprost uwierzyć, byłam na swoim łóżku w domu Charliego. Spojrzałam na datę, był dzień przed moimi urodzinami. Cudownie, czyli za chwilę, a dokładnie za 15 minut miał przyjśc Edward. Szybko przemieniłam sie w człowieka. i zeszłam na dół. Na lodówce przyklejona była karteczka od Charliego, że musiał wcześniej iść do pracy i żebym nie czekała z kolacja. Jezuuu szkoła, nagle sobie przypomniałam, w wampirzym tempie pobiegłam na górę i spakowałam plecak. Związałam włosy w kitkę, a na siebie narzuciłam jasne rurki, niebieskieską tunikę i botki na koturnie? Jakim cudem miałam takie buty w szafie, aaa Alice. No oczywiście. Wyczułam zapach wampira, czyli Edward już przyjechał. Boże jak ja mam się zachować, nie chcę na razie by czegoś się domyślił, chce poczekać z tym do jutra, zobaczyć ich miny na moich urodzinach. Mam pomysł, może tak porzucić bycie niezdarną Bellą a rzecz Sexi Belli? Ciekawe jak Edward zareaguję. Usłyszałam pukanie do drzwi i zaczęłam powoli zchodzić ze schodów. Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki wdech, a nastepnie je otworzyłam. Edward jak zawsze wyglądał zabójczo, czarne obcisłe dzinsy, czarny T-shirt a na to niebieska koszula, czarne adidasy a włosy w uroczym nieładzie. I ten uśmiech.. ufff Bella Stop!! Opanuj się, to ty dziś masz go uwieść. 
- Witaj kochanie- zamruczał i złapał moją rękę. Jego oczy były wpatrzone w moje.
- Cześć-mój głos zabrzmiał ochryple.
O..M...G! Jego głowa zaczęła pochylać się w moją stronę. Po chwili poczułam jego twarde i zimne wargi na moich. Objęłam go wpół, przyciągając do siebie. Zdziwiłam się, że mi na to pozwolił. Zwiększył nacisk swoich warg, przytulając mnie do siebie. Lecz niestety po chwili zaczął się oddalać. 
- Jedzmy- teraz to jego głos był ochrypły z tłumionego pożądania.
- Oczywiście kochanie- mój głos jak na człowieka zabrzmiał za doskonale i za śpiewnie. Edward spojrzał na mnie podejrzliwie, cholera musze się pilnować.  Otworzył mi drzwi, a sam szybko zasiadł zaa kierownicą. Nie odzywałam się przez całą jazdę i czułam, że Edward cały czas na mnie patrzy. Po 10 minutach byliśmy pod szkołą, już z daleko zauważyłam rodzeństwo Cullenów. Dobra czas wrowadzić, mój plan w życie. Poczekałam az Edward otworzy mi drzwi, a pózniej wysiadłam z gracją, której pozazdrościłby mi nawet wampir. Edward spojrzał na mnie w szoku, tak samo Cullenowie.
- Dzięki kochanie- wyszeptałam mu zmysłowo do ucha. Zauwazyłam, że zadrżał. O tak!
Chwyciłam do za rękę i ruszyłam w stronę rodzeństwa Cullenów. Zauważyłam, że Jasper dziwnie mi się przygląda. Czyżby coś podejrzewał? Nie, to nie możliwe. I wtedy zdażyło się dwie rzeczy na raz, który zakłóciły mój paln na ujawnienie się jutrzejszego dnia.