środa, 3 kwietnia 2013

Skok w przyszłość.

Ogarniała mnie ciemność i straszny ból. Słyszałam krzyki przerażenie Cullenów nad sobą. Ktoś wziął mnie na ręce i położył na czymś miękkim, pewnie na kanapie. Carslie próbował mnie obudzić, lecz ja byłam zamknięta w swoim umyśle jak w próżni bez wyjścia. Byłam śmiertelnie przerażona, nie chodziło mi o mnie, o nie. Nie obchodził mnie ból, który czułam, przerażało mnie jego zródło. Wiedziałam, że coś złego musiało stać się mojemu synowi. Byłam z nim emocjonalnie związana, czułam jego emocje. Był dla mnie najważniejszy, a teraz wiedziałam, że musiało stać się coś złego. Już raz czułam taki ból, kiedy Renata zaatakowała Chrisa, lecz nie był on taki otumaniający. Stało się coś strasznego, a ja nie byłam tam! Zachciało mi się podróży w czasie. I po co to?! Żeby dowiedzieć się czy Cullenowie naprawdę mnie kochali. Powinnam być przy Chrisie i dbać o jego bezpieczeństwo! Coś mi mówiło, że nie powinnam zostawiać go samego, ale myślałam, ze z własnym ojcem będzie bezpieczny. A teraz co?? Leże tutaj całkowicie bezużyteczna gdy moje dziecko cierpi! Ale co takiego mogło się stać? Zaatakował ich ktoś? Natknęli się na nieprzyjazne watahy wilkołaków? Volturii wykorzystali moją nieobecność, żeby dobrać się do mojego syna? Już na samą tą mysl wpadałam we wściekłość. Jeśli to oni, wróce tam i wybije co do jednego, urządze tak rzez i nikt mnie nie powstrzyma. Aro gorzko pożałuje, jeśli skrzywdził Christofera. Musiałam jakoś uwolnić się z tego stanu i ratować moje dziecko. Powoli przebijałam się przez tą ciemność jaka mnie ogarnęła i zaczęłam słyszeć głosy rodziny Cullenów.
- Cicho! Chyba się budzi- ktoś syknął. Nie byłam pewna kto, ale wydawało mi się, że to Alice.
- Nareszcie!- usłyszałam szept pełen ulgi.
- Odsuńcie się , dajcie jej odetchnąć- spokojny głos Carslie przebił się całkowicie do mojej świadomości.
Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam zaniepokojone, ale pełne ulgi twarze. Esme głaskała mnie po włosach, a jej mąż trzymał mnie za nadgarstek.
- Bello! Oh Bello, ale nas przestraszyłaś- Alice rzuciła się na mnie, aby mnie przytulić, ale tym razem jej nie odepchnęłam. Potrzebowałam wsparcia w tej chwili, ona chyba to wyczuła, bo przytuliła mnie jeszcze mocniej.
- Co się stało Bello?- usłyszałam pytanie Carslie skierowane w moją stronę.
Od razu znalazłam się pod ostrzałem spojrzeń.
                                           Z perspektywy Christophera
Wiele zmieniło się odkąd Cullenowie znów wkroczyli w nasze życie. Na początku czułem do nich tylko nienawiść za to jak skrzywdzili moją matkę, lecz pózniej zacząłem dostrzegać wielkie serce Esme, opanowanie i spokój Carslia, żartobliwość i siłę Emmetta, energię i pozytywną energię Alice, ciepło i troskę Rosalie, która ukrywa to pod maską chłodu i obojętności,  dystans i powaga, które przedstawia Jasper, myślę, że on najbardziej byłby zdolny do poświęceń, takich jakim mama się poddała dla mnie. No i Edward, mój ... ojciec. Ta nienawiść, która buchała ze mnie płomieniami, z czasem przygasła. Wiem, że mój ojciec mnie kocha i troszczy się o mnie  tak jak mama. Żałuję, że ominęło go tyle lat z naszego życia. Były oczywiście lepsze i gorsze momenty, ale zawsze trzymaliśmy się z mamą razem, bo razem jesteśmy silniejsi jak to powtarza mama. Przy niej zawsze czuję się bezpiecznie, wiem, ze nie pozwoli mnie skrzywdzić, ale czasami jej opiekuńczość przeszkadzała mi. Jestem już dorosły, no może nie do końca, bo niby wyglądam na 18 lat, ale w rzeczywistości mam tylko 10. Bella nie może tego zrozumieć, albo może raczej nie chce. Dla niej zawsze będę małym chłopczykiem. Dalej nie może pogodzić się z tym, że nie było jej przy mnie gdy Renata mnie porwała i chciała przemienić w pełni wampira. Ale to przecież nie jej wina, to ja powinienem być silniejszy i nie dać się złapać, ale na szczęście mama zdążyła mnie uratować. Wpadła w szał, nigdy jej takiej nie widziałem. Chciała rozszarpać Renatę na kawałki, ale Anabell i Greg powstrzymali ją, mówiąc, że będzie jeszcze miała okazję ją wykończyć, a teraz lepiej zrobi zajmując się mną. Dopiero wtedy się opanowała i zabrała mnie do domu. Wszyscy nade mną skakali jakbym był ze szkła, ale do cholery nie jestem dzieckiem. Przyznaję, że na początku podobało mi się to, nawet zdołałem wyłudzić od mamy prezent w postaci samochodu, jak ja ją kocham. Ale pózniej było: " Chris nie możesz jeszcze wstawać" , " Chris jesteś za słaby", " Christopher masz leżeć!" I tak w kółko. Na szczęście wujek je jakoś przekonał i w końcu dały mi spokój. Niestety tego samego dnia postanowiliśmy z wujkiem zrobić sobie mały wyścig samochodowy, by sprawdzić jak sprawuje się moje cudeńko. Pech chciał, ze podczas wyścigu wujek zajechał mi drogę i walnąłem w drzewo w ogromną siłą, mi oczywiście nic się nie stało, ale z samochodu nic nie zostało. Gdy mama i ciocie usłyszały huk wybiegły z domu. Mama od razu podbiegła do mnie i wyciągnęła z samochodu. Pózniej jej wzrok skupił się na Michaelu,  bo najwyrazniej musiała odczytać z jego myśli co się stało. Z warkotem rzuciła się na niego, podczas walki zniszczyli połowę lasu, nie wspominając już o samochodzie wujka, w które mama rzuciła drzewem. Wtedy Michael też się wkurzył i walka zaczęła się na nowo, walczyliby pewnie ze sobą tak długi czas gdyby do akcji nie wkroczyli Stefano i Damon, którzy przyjechali do nas w trakcie walki. Mama oczywiście nie mogła się powstrzymać by jeszcze dopiec Michaelowi i mimo iż jego samochód był zgnieciony, mama kopnęła go tak, że walnął z hukiem w kolejne drzewo przy okazji je łamiąc. Czasem naprawdę zachowują się jak dzieci, ale wiem, że oboje byliby zdolni wskoczyć dla drugiego w ogień. Ale może na razie koniec tych wspomnień. Obecnie znajdowaliśmy się z Edwardem w jakiejś cholernej puszczy szukając sprzymierzeńców, po których wysłała nas mama. Między nami panowała cisza, nie odzywaliśmy się do siebie odkąd opuściliśmy zamek. Widziałem, ze wiele razy otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w końcu rezygnował. Może ja powinienem zacząć? Dobrze, ze moje myśli są bezpieczne. Nawet jeśli mama byłaby setki tysięcy km stąd zawsze mnie chroni. Można by powiedział, ze tak rozwinęła  swój dar, że bez względu na okoliczności i miejsce tarcza wciąż jest nałożona na mnie. W końcu postanowiłem się przełamać i zacząć rozmowę:
- Ekm- odkaszlnąłem, a on spojrzał na mnie- Wyczuwasz ich myśli?- zapytałem, no brawo Chris bardziej głupiego pytania nie mogłeś zadać, i to według ciebie nazywa się zaczęcie rozmowy z własnym ojcem?
- Nie- odrzekł spokojnie ciągle na mnie patrząc, pózniej zauważyłem w jego cień troski- Jesteś zmęczony? Może przystaniemy na chwilę?- zapytał.
- Nie- odparłem- Nie jest mi potrzebny odpoczynek, dam rade- powiedziałem stanowczo patrząc mu twardo prosto w oczy. Czyżby mi się wydawało czy kąciki jego ust podniosły się delikatnie w górę?
- Oczywiście- rzekł niewinnie- Jesteś tak samo uparty jak twoja matka- powiedział z uśmiechem.
O tak byłem uparty, gdy wyznaczyłem sobie jakiś cel za wszelką cenę dążyłem do jego zdobycia.
- Chyba tak- odrzekłem po chwili- Ale mama jest dużo bardziej uparta ode mnie, trudno ją do czegoś przekonać. Niewielu się na to odważa, boją się, zresztą nie dziwie się mama ze swoimi darami jest nie do pokonania. Tylko Michael nie boi się kłócić z mamą, mimo iż te ich rozmowy często kończą się walka. - powiedziałem patrząc na niego.
Zauważyłem, że zmarszczył brwi.
- Kim jest Michael dla Belli?- zapytał z pozoru spokojnie, ale nie zdołał do końca opanować swojego głosu i wiedziałem, ze moja odpowiedz jest dla niego bardzo ważna. Ale nie mogłem się powstrzymać roześmiałem się głośno. On myśli, ze mama i Michael? Fuuu Edward popatrzył na mnie zdziwiony.
- Przepraszam- wykrztusiłem pomiędzy napadami śmiechu.- Mama i Michael są tylko przyjaciółmi. Wujek był zawsze przy nas i nam pomaga. Ale oni kochają się jak rodzeństwo, nic więcej.- wytłumaczyłem.
Zauważyłem ulgę w jego oczach chodz starał się ją ukryć. Nagle zauważyłem , że cały zesztywniał. Nim zdążyłem zapytać o co chodzi, przemieścił się tak, ze byłem ukryty za jego plecami.
- Tato?- zapytałem cicho- O co chodzi?.
- Słyszę i wyczuwam pięciu nowo narodzonych, zmierzają prosto w naszą stronę.- wytłumaczył mi, starał się by jego głos brzmiał spokojnie, ale wyczuwałem w nim strach i zdenerwowanie. Strach o mnie.
Zawarczał głośno gdy przed nami zjawiło się pięciu nowo narodzonych, którzy od razu przyjęli pozycję do ataku. Warkneli i ruszyli w naszą stronę, nie było czasu na wymyślenie jakiegoś planu działania. Walka zaczęła się. Tata walczył z trzema wampirami na raz, niezle sobie radził, czego nie można powiedzieć o mnie. Zadawałem ciosy tak jak nauczył mnie Greg, ale wtedy to była na niby i to w dodatku z wujkiem, który nie skrzywdziłby mnie. A teraz dwóch silniejszych nowo narodzonych chce mnie zabić. Udało mi się jednego powalić na ziemię, ale wtedy nie zauważyłem jak ten drugi chwyta mnie za szyję i rzuca o drzewo. Poczułem ogromny ból w całym ciele. Usłyszałem również rozpaczliwy krzyk mego ojca, który chciał się do mnie przedostać. Ostatnie co zobaczyłem to pochylającego się nade mną wampira.
                                                       Z perspektywy Belli 
Po pytaniu Carslie zapanowała cisza, wiedziałem że wszyscy czekają na odpowiedz. Miałam już coś powiedzieć gdy znowu poczułam straszny ból. Złapałam się za brzuch a Cullenowie od razu do mnie doskoczyli pytając co się dzieję.
- Bądzcie przez chwilę cicho!- krzyknęłam a oni posłusznie zamilkli- Muszę się skoncentrować- powiedziałam zrozpaczona. Myślałam teraz tylko o syna, on cierpi. Spróbowałam telepatycznie połączyć się z Rani, z szamanką , ale nie wiedziałam czy mi się uda, bo byłam strasznie osłabiona. Ale próbowałam dalej" Rani jeśli mnie słyszysz, zrób coś mój syn cierpi, a ja nie mogę przenieść się znowu w przyszłość, bo jestem za słaba, błagam cię, ratuj go" przesłałam do jej myśli. Kiwałam się w przód i w tył przez kilka minut, myśląc o tym ,że jeśli coś się stanie Chrisowi nie będę miała po co żyć. Po woli odzyskiwałam siły. Czułam jak ktoś głaszcze mnie po plecach, a ktoś inny przytula, to były kobiece ręce. Nagle usłyszałam zrozpaczony głos mojego syna w głowie. Był niedaleko i wołał mnie na pomoc. Skoczyłam w wampirzym tempie na nogi, wszyscy popatrzyli na mnie niezrozumiałym wzrokiem, ale nie przejmowałam się tym, tylko jak szalona wypadłam z ich salonu podążając za zapachem syn. Czułam ich obecność, biegli dokładnie za mną. Zbliżaliśmy się do terytorium wilków, a to co tam zobaczyłam wstrząsnęło mną do głębi. Pięciu wampirów pochylało się nad moim nieprzytomnym synem. Warknęłam głośno rozwścieczona a oni spojrzeli w moim kierunku i uśmiechnęło się mściwie, najwyrazniej wiedzieli kim jestem. Jeden pochylił się nad szyją mojego syna, a ja w tym samym czasie jednym susem przeskoczyłam rzeką rzucając się na niego, odepchnęłam go z całej siły tak, że poleciał na drzewo łamiąc je. W tym czasie reszta rzuciła się na mnie, widziałam przerażenia na twarzach Cullenów, którzy znajdowali się po drugiej stronie rzeki, ponieważ nie mogli wejść na terytorium wilkołaków. Edward rzucił się w moją stronę, ale Jasper złapał go mocno za ramię zatrzymując go. I dobrze, nie potrzebne mi jeszcze konflikty między Cullenami a wilkami. Jeden z wampirów złapał mnie za szyją a po zostali za ręce. A ten, którego odepchnęłam zbliżał się do mnie z zamiarem zabicia mnie, na nieszczęście dla niego stanął dokładnie na przeciw mnie a ja korzystając z tego, że moje nogi były wolne złamałam mu w ciągu sekundy kark. Na chwilę zapanowała cisza, najwyrazniej wszystkich zszokowałam, ale to dało mi szansę na wyrwanie się z ich szponów i udało mi się. Odepchnęłam ich i stanęłam przed moim synem w obronnej pozycji głośno warcząc. Ruszyli w moim kierunku, ale nagle zatrzymali się. Usłyszeli bowiem to co ja. Tupot wilczych łap. Po sekundzie byli już na miejscu, Leah, Jakob i Seath. Spojrzenie moje i Leah skrzyżowały się i ujrzałam w nich nie nienawiść, ale troskę i siostrzaną miłość i wiedziałam już, ze oni wiedzą. Że pamiętają. Nie obchodziło mnie na razie jakim cudem, pózniej przyjdzie pora na pytania i odpowiedzi, teraz ważniejsze było zabicie tych śmieci, którzy ośmielili się podnieść rękę na mego syna. Mając swoich przyjaciół przy boku czułam się bezpiecznie i pewnie, ale Cullenowie najwyrazniej nie podzielali mojego entuzjazmu, patrzyli ze strachem to na wilki to na mnie, pewnie myśleli, że już po mnie. Nic bardziej mylnego. Uśmiechnęłam się szeroko i rzekłam do Seatha:
- Zostań przy Chrisie.
Skinął głową i zajął moje miejsce, ja natomiast stanęłam obok Jake i Leah. Przyjęliśmy pozycje do ataku i ruszyliśmy na wampiry. Skoczyłam na pierwszego, starał się mnie chwycić w uścisk, żeby mnie zmiażdżyć, ale ja nie po to tyle trenowałam, żeby dać pokonać się jakiemuś nędznemu wampirowi. Nie zauważył nawet jak znalazłam się za jego plecami, bez ceregieli oderwałam mu głowę a potem rozczłonkowałam. Zobaczyłam jak reszta sobie radzi, Leah właśnie kończyła ze swoim przeciwnikiem a Jakob posyłał na drzewo kolejnego. Zaniepokoiło mnie jednak coś innego, zapomnieliśmy o istnieniu piątego wampira, który podczas walki schował się za zaroślami a teraz zmierzał w stronę mego syna, rzuciłam się w ich stronę, ale na szczęście Seath dzielnie bronił Chrisa. Skoczył na wampira i po krótkiej szarpaninie oderwał mu głowę. Ja zaś zajęłam się rozpalaniem ogniska, powrzucaliśmy tam szczątku wampirów. Na miejscu bitwy po chwili pojawili się pozostali członkowie watahy, Sam spojrzał na nas, pózniej na ognisko a na końcu na mego syna przy, którym właśnie kucałam. Nie odzyskał jeszcze przytomności i to mnie martwiło, na jego ciele zauważyłam liczne zadrapania i warknęłam na ten widok.
- Chris- delikatnie dotknęłam jego policzka- Skarbie obudz się.- powiedziałam cicho, ale on się nie poruszył. Słyszałam powolne bicie jego serca i się przestraszyłam.
- Carslie- zawołałam spanikowana, on spojrzała na mnie. Wydawał się najbardziej z nich wszystkich opanowany.- Pomóż mu- powiedziałam błagalnie. Skinął głową, ale po chwili zatrzymał się i spojrzał na wilki. Wiedziałam o co chodzi.
- Sam- zwróciłam się do przywódcy, który był już w ludzkiej postaci podobnie jak reszta,- Pozwól mu przejść.
-Doktorze niech pan zajmie się Chrisem- powiedział poważnie Sam.
Po chwili Carslie był już przy mnie i moim synu.
-Co mu jest?- zapytałam go, patrząc jak bada mego syna.
- Bello nie bede mógł nic zrobić jeśli nie powiesz kim jest ten chłopak, a raczej do jakiego gatunku należy- rzekł patrząc mu prosto w oczy.
-Chris jest hybrydą, pół wampirem pół człowiekiem. Jest nieśmiertelny, ale nie tak nie czuły na rany jak prawdziwy wampir. Żywi się krwią ale także ludzkim jedzeniem. - wyjaśniłam.
- Interesujące. Nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem. Myślę po prostu, że Chris jest po prostu wycieńczony i obolały, dlatego nie odzyskał jeszcze przytomności. Jego organizm musi się zregenerować, ale nic mu nie będzie.- rzekł spokojnie.
- Uff- odetchnęłam z ulgą- Dziękuje Carslie- zwróciłam się do doktora. On tylko uśmiechnął się delikatnie.
- Kim jest ten chłopak dla ciebie Bello? A raczej dla was?- zapytał po chwili gdy ja w tym czasie tuliłam syna do piersi.
Nim zdążyłam odpowiedzieć usłyszeliśmy drwiący śmiech. Odwróciłam głowę. Paul. Oczywiście. Któżby inny?
- Masz jakiś problem Paul?- warknęłam.
- Tak. Ty jesteś moim problemem i ten bachor. Jesteśmy wrogami, a prowadzimy sobie jakąś rozmowę jakbyśmy byli na jakiejś pieprzonej herbatce.- syknął.
- Spokój Paul- nakazał Sam, ale on go zignorował. Podchodził do mnie coraz bliżej.
- Nie zamierzam tego tolerować. Ten mutant powinien nie żyć, nie potrzeba nam tu mieszańców- wskazał na mego syna.
Tym razem się wkurzyłam, przekazałam syna w ręce doktora i wstałam.
- Uważaj na słowa zapchlony kundlu!- warknęłam.
Widziałam jak przechodzą go dreszcze.
- Nie będę słuchał pijawki i jej bękarta- syknął w moją stronę.
Tym razem przegiął, ten pies nie będzie obrażał mojego syna. Głośno i groznie zawarczałam. On w tym momencie zmienił się w wilka. Już zamierzaliśmy skoczyć sobie do gardeł gdy przede mną wyrosła jakaś postać ,chroniąc mnie.


9 komentarzy:

  1. Czy ta postać to Edward? Czy to ON? Jak mogłaś! Złapie cię i zabije, albo nie bo nigdy się nie dowiem kto to był.
    Rozdział świetny i w ogól eh... brak mi słów. Czytałam z zapartym tchem:)
    Już czekan na nn i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdzial
    czekam niecierpliwie na nn
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG!!Rozdział jest" The Best "!!!!!Czytałam go z zapartym tchem:) Edeek staje w obronie ciekawe co może być???To co piszesz i tworzysz jest po prostu boskie,:) normalnie szok i podziw:)! Pozdrawiam i życzę weny w pisaniu kolejnych rozdziałów:) Z niecierpliwością czekam na kolejny ROZDZIAŁ

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy to Edward stanął w obronie Belli.?
    Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale nadrabiałam zaległości. :)
    Piszesz świetnie. :*
    Ten Paul to zawsze i wszędzie szuka guza.
    Ciekawe jak Bella wyjaśni obecność Chrisa.
    Możesz mnie powiadamiać o NN na moim blogu? :)

    Ps. "5. Możesz cierpieć, możesz stać się najgorszym człowiekiem, ale po ch*j? Podnieś się, weź głęboki wdech, zatrzymaj

    powietrze w płucach i pomyśl: ktoś kto ma gorzej daje radę, więc czemu nie ja? Wypuść powietrze uśmiechnij się i

    spełniaj marzenia, bo do tego zostaliśmy stworzeni." - czyli już piąty rozdział na blogu

    http://na-drodze-do-szczescia.blogspot.com/
    Zapraszam i pozdrawiam, Jaga20098 :*
    ( Przeniosłam opowiadanie na blogspota :D )

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy to Edward obronił Bellę czy może ktoś z watahy,albo Chris?
    Czekam na nn i zaprszamdo mnie na www.spowiednicza-wampirow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow.... Nwm co mam powiedzieć! Co do NN jest świetne! A co do mojej głupoty- przerasta mnie i powoli zaczyna kiełkować mi na czubku głowy!! Przez przypadek usunęłam cię z polecanych -,- I nie wiedziałam że dodałaś nn... I za to się hejtuje !! I to bardzo!! -,-
    Pisz szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochana na blogu :
    http://love-is-magic.blogspot.com/
    Jest NN.
    Zapraszam!

    Wampirek

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam Cię do The Varstalie Blogger. Więcej informacji znajdziesz na http://only-one-magical-kiss.bloog.pl/id,334033543,title,The-Varstalie-Blogger,index.html

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej ;D
    Zapraszam na NN na inna-bellaswan.bloog.pl
    ;*

    OdpowiedzUsuń