- Moim trzecim darem jest...-tu się zatrzymałam, by na wszystkich spojrzeć- kontrola umysłu.
Usłyszałam gwałtowne wdechy, wszyscy mieli zszokowane miny, Emmett miał nawet otwarte usta, w normalnej sytuacje rozśmieszyłoby mnie to,ale nie teraz gdy byłam zbyt przerażona, że odwrócą się ode mnie jak inni po poznaniu mojej tajemnicy. Większość bała się mnie, uważali, że mogę wykorzystać swój dar przeciwko nim, dla swoich własnych korzyści. Właściwie to w połowie mieli nawet rację, używałam daru by zabijać, pokonywać wrogów. Byłam potworem.
- Nie!- krzyknął nagle Chris.
Spojrzałam na niego szybko zdezorientowana. Miał oburzony wyraz twarzy.
- Jak możesz tak myśleć?!- podniósł głos.- Nie jesteś potworem. To prawda zabijałaś, ale nigdy dla własnej przyjemności. Robiłaś to by chronić mnie i naszą rodzinę. To była konieczność, nie twój wybór!
Słuchałam go podobnie jak Cullenowie, nie mogąc z początku zrozumieć sensu jego wypowiedzi, dopiero gdy zerknęłam w dół zobaczyłam, że wciąż trzymam go za rękę, że nieświadomie wpuściłam go do swojego umysłu i zobaczył o czym myślałam. Przytknęłam swoje czoło do czoła mego syna i pieszczotliwie pogładziłam jego policzek. Nie odzywaliśmy się przez chwilę, z myśli mego syna wyczytałam wyraz swojej twarzy. Odbijały się na niej ból i miłość. Christopher był całym moim życiem. Edwarda kochałam, ale mogłam bez niego żyć, ale bez Chrisa moje życie nie miało by sensu.
- Kocham cię. -wyszeptałam do syna.
Odsunął się ode mnie i spojrzał mi z powagą w oczy. Nie musiał nic mówić, ja wiedziałam co czuję.
- Nie chcę żebyś tak więcej myślała. Nie jesteś potworem, nazywając tak siebie musiałabyś też tak nazwać Anabell, Grega, Ethana, Michaela i mnie. My też zabijaliśmy i to wiele razy.
- To co innego- próbowałam mu wytłumaczyć, ale spojrzał na mnie tylko z uniesioną brwią i powiedział:
- Czyżby? Ty, ja i nasza rodzina zabijaliśmy tylko w obronie własnej, no i podczas bitew do których zmuszał nas Aro, ale tu także musieliśmy walczyć, żeby przetrwać. Krótka piłka, my albo oni.
Pokręciłam głową, od kiedy on stał się taki rozsądny,dorosły?
- Dla ciebie to jest takie proste-dalej argumentowałam nie zwracając uwagi na Cullenów, którzy przysłuchiwali się nam w ciszy i skupieniu.
- To jest proste mamo. Zabić, albo zginąć. Nie ma niczego pomiędzy.- rzekł spokojnie.- Przyjmij to do wiadomości i przestań się zadręczać- to powiedziawszy wstał i podszedł do okna wyglądając przez nie i odcinając się od nas. Spojrzałam na niego ze smutkiem i głęboko westchnęłam. Miał rację, pora wziąć się w garść. Podniosłam wzrok na Cullenów, przez rozmowę z synem całkowicie zapomniałam o czym na początku rozmawiamy i jak przyjmą do wiadomości to, że potrafię kontrolować umysły innych.
- Nie boicie się?-zapytałam nagle.
Drgnęli zaskoczeni.
- Czego mielibyśmy się bać?- zapytał spokojnie Carslie. Reszta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Mnie. Mojego daru. To, że go wykorzystam przeciwko wam- odpowiedziałam.
- Oh Bello nawet przez chwilę nie pomyśleliśmy, że mogłabyś to zrobić- odezwała się Esme patrząc na mnie z czułością. Pochyliła się i chwyciła mnie za dłoń.
- To prawda Bello, znamy cię i wiemy, że nigdy nie wykorzystałabyś swojego daru przeciwko nam- rzekła Alice.
Nie mogłam powstrzymać westchnienia ulgi. Moje obawy okazały się bezpodstawne. Powinnam była wiedzieć, że mnie zaakceptują. Spojrzałam na do tej pory milczącego Edwarda. Wpatrywał się we mnie z intensywnością, a pózniej przeniósł wzrok na naszego syna. Powiodłam wzrokiem na całej rodzinie Cullenów. Wszyscy uśmiechali się do mnie ciepło.
- Dziękuję- powiedziałam cicho.
- Nie musisz, ty i Chris jesteście naszą rodziną. A my ufamy sobie i troszczymy o siebie- ponownie zabrała głos Alice. Reszta poparła ją. Uśmiechnęłam się i wstałam z kanapy. Podeszłam do syna, który wciąż był odwrócony do mnie plecami i chwyciłam jego dłoń. Odwrócił się powoli, ale nie spojrzał na mnie tylko na swojego ojca, który zmierzał w naszą stronę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że obaj do tej pory nie mieli czasu by ze sobą porozmawiać. Najpierw atak na Chrisa, walka z Diego i wilkołaki, zawsze coś przeszkadzało, teraz dopiero mogli swobodnie porozmawiać. Byli tak podobni do siebie, prawie jak blizniacy, tylko oczy ich różniły. Chrisa było w głębokim kolorze czekolady, tak ciemne, że prawie czarne, co wyglądało intrygująco z jego kasztanowymi włosami kilka odcieni ciemniejszymi od swojego ojca. Z kolei Edward miał oczy w kolorze płynnego złota. Tak podobni a jednak tak różni. Jeden wesoły, otwarty, drugi poważny i tajemniczy. Jednak obydwaj cholernie uparci i potrafiący walczyć za swoją rodzinę do ostatniej kropli "krwi". No i ta szybkość. Christopher z pewnością odziedziczył szybkość po Edwardzie, nawet jako hybryda jest szybszy od większości przedstawicieli naszego gatunku. I jeszcze ten uśmieszek. Obydwaj go używają gdy chcą pokazać swoją rację. Jest na wpół rozbawiony, na wpół kpiący i oczywiście w obydwu przypadkach doprowadza mnie do szału. Stałam pomiędzy mężczyznami swojego życia. Mierzyli się wzrokiem i widocznie oceniali się. Żaden się nie odezwał.
- No i ? Zamierzacie tak stać?- odezwałam się ironicznie. Momentalnie spojrzeli na mnie z identyczną miną. Uśmiechnęłam się w myślach. Tacy podobni....
Chris założył mi ramię na szyję i posłał w kierunku Edwarda uśmieszek. Z pewnością nie był on ani ciepły ani sympatyczny. Był drwiący. Edward na ten widok zmarszczył brwi, ale nie spuścił wzroku. Nie zamierzałam interweniować, niech Edward zobaczy jak to jest być rodzicem i radzić sobie ze zmiennymi nastrojami nastolatków. Spojrzałam w dół by ukryć uśmiech. To będzie z pewnością bardzo ciekawe.
Hej!!! Po dwóch latach wracam na stałe. Zamierzam wziąć się do roboty i dokończyć moje 2 blogi. Ostatnie dwa lata liceum nie były dla mnie łatwe. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Do tego matura, na szczęście mam już to za sobą. Nie miałam na nic więcej siły dlatego przestałam dodawać notki, nawet nie miałam czasu na odwiedzenie moich ulubionych blogerów i zobaczyć jak jak toczą się pisane przez was historię. Ale obiecuję, że to nadrobię. Odpoczęłam i jestem gotowa do pracy. Mam nadzieję, że pomimo tak długiej nieobecności zajrzycie na mego bloga.
Pozdrawiam Pepsi17 :)
Prawdziwa miłość otwiera ramiona, a zamyka oczy.
czwartek, 18 czerwca 2015
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Wspomnienia.
Patrzyliśmy sobie przez cały czas w oczy. Czułam się trochę niezręcznie leżąc na jego łóżku kiedy on stał na przeciw mnie i świdrował mnie tymi złotymi oczami. Ale zaraz! Dlaczego to ja mam się tylko tak czuć? Nigdy nie widziałam Edwarda zakłopotanego. Czas to zmienić. Przybierając niewinną minę usiadłam i zaczęłam powoli odpinać guziki swojej bluzki chodz w duchu zwijałam się ze śmiechu. Usłyszałam jak gwałtownie nabrał powietrza. Ha! Jednak nie jest tak nieczuły na me wdzięki jak pokazuję.
- Bello co ty robisz?- zapytał zduszonym głosem.
Udając zdziwioną zapytałam:
- Jak to co? Rozbieram się. Czyżbyś nie tego chciał?
Przybierając uwodzicielską pozę zaczęłam dalej rozpinać guziki, patrząc przy tym na niego spod spuszczonych rzęs. Jego wzrok padł na mój koronkowy stanik, który był teraz widoczny. Zaczęłam powoli zsuwać bluzkę a gdy już to zrobiłam Edward wydał ni to jęk ni to westchnienie.
- Bello- walczył ze sobą, chciał utrzymać kontrolę- Załóż bluzkę z powrotem- z trudem wyrzucił z siebie to zdanie.
Z gracją wstałam z jego łóżka i zbliżyłam się do niego. Obserwował w napięciu moje ruchy. Stanęłam na palcach i wyszeptałam mu do ucha:
- Naprawdę chcesz żebym ją założyła? Tego właśnie chcesz?
- Nie do cholery! Nie chcę tego! Ale pragnę tego- z tymi słowami rzucił mnie na łóżko i przygniótł sobą. Nim zdołałam coś powiedzieć wpił się zachłannie w moje usta. Jęknęłam i odwzajemniłam pocałunek. Oplotłam rękami jego szyję przyciągając go co siebie mocno, desperacko. Edward przesunął dłoń na moje biodro i przycisnął mnie do swego ciała. Poruszyłam się pod nim zmysłowo, a on jęknął. Tym razem nie musieliśmy uważać, on nie musiał uważać, że mnie skrzywdzi. Byliśmy sobie równi. Nieśmiertelni. Zamierzałam właśnie zerwać z niego koszulę, gdy przerwał nam oczywiście krzyk Emmetta:
- Ej gołąbeczki! Pózniej się poobściskujecie, teraz chcielibyśmy, aby Bella nam wszystko wytłumaczyła!!
Edward z jękiem sturlał się ze mnie. Z dołu usłyszałam głośne śmiechy Jazza i Emma. Zawarczałam głośno. Od razu przestali, bycie wampirem ma swoje plusy. Niech teraz wiedzą, że ze mną się nie zadziera. Nałożyłam szybko bluzkę, Edward poprawił koszulę i wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy do salonu, ja przysiadałam się do syna, który siedział na dwuosobowej kanapie. Złapałam go za rękę, potrzebowałam poczuć, że jest już bezpieczny, że nic mu już nie grozi. Christopher uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Skarbie na pe....- nie pozwolił mi skończyć.
- Tak mamo, na pewno nic mi nie jest. Przestań się już zadręczać.- jak on dobrze mnie znał. Uśmiechnęłam się blado i odwróciłam w stronę Cullenów. Wszyscy przyglądali się nam ze skupieniem, zainteresowaniem i tkliwością. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam:
- Jak już wiecie Chris jest moim synem. Moim i Edwarda. Przybyłam tu z przyszłości dzięki darowi jednej z moich przyjaciółek, aby uzyskać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
- Ale jak to?- odezwał się Carisle- Wampir i człowiek mogą mieć dzieci?- pytał zafascynowany.
- Jestem tego żywym dowodem- odpowiedział mój syn.- Jestem pół wampirem i pół człowiekiem. - nagle się roześmiał i spojrzał na mnie- Czy tylko ja mam uczucie deja vu?
Również się roześmiałam. No tak w przyszłości również przeprowadzaliśmy tę rozmowę. Uznałam, że nie bedziemy tracic czasu na jej opowiadanie, skoro Chris ma dar.
- Może lepiej byłoby gdyby Chris pokazałby wam to wszystko co działo się przez te wszystkie lata gdy mnie opuściliście? Kim jesteśmy, naszych przyjaciół i wrogów? - zapytałam.
- Pokazał? Ale jak?- zapytała tym razem Rose.
- Posiadam dar pokazywania swoich myśli za pomocą dotyku- odrzekł Christopher.
- Fascynujące- mruknął cicho Carisle.- Jesteście bardzo utalentowani.
- Zgadza się- przyznałam nieskromnie.- Chris połączę twój dar ze swoim, aby pokazać wszystkim za jednym razem wydarzenia z naszego życia- mój syn skinął głową.
Skupiłam się i po chwili zdołałam połączyć się mocą z Chrisem, który zamknął oczy, aby skupić się lepiej na przekazie. Najpierw ujrzałam siebie jako człowieka. Rodziłam swojego syna, był przy mnie Michael. Wspierał mnie i dodawał otuchy. Trzymałam w ramionach małego Chrisa. Był taki słodki, wielkie czekoladowe oczy i ten miedziany meszek na główce. Powoli zaczęłam tracić siły, ujrzałam Michaela pochylającego się nad moją szyją. Ugryzł mnie. Przemienił. Uratował. Pózniej sceneria się zmieniła. Widziałam siebie oczami syna, mój niepokój o jego szybki wzrost. Zaledwie tydzień po urodzeniu wyglądał na półroczne dziecko. Potem ukazał się obraz Jakoba oraz całej sfory. Chcieli zobaczyć czy mały nie zagraża ludziom. Paul chciał go zabić. Wszystko było pokazywane z perspektywy Chrisa, dopiero wtedy zobaczyłam jak on to wszystko odbierał. Paul mimo rozkazu Sama chciał zgładzić Chrisa, który leżał w objęciach Michaela. Gdy ujrzałam jak chce skoczyć na niego, rzuciłam się na tego kundla i posłałam go na drzewo. Z mojego gardła wydobywało się głośne warczenie. Usłyszałam cichy śmiech Emmetta, o tak mogłam sobie wyobrazić, że to jak skopałam wilkołakowi tyłek go bawi. Pózniej Chris pokazywał jak dorastał, naszą przeprowadzkę do Nowej Zelandii. Jego pierwsze polowanie. Minęło pięć lat. Na naszej drodze pojawili się Anabell, Greg i Ethan. Z początku nie byliśmy do siebie przyjaznie nastawieni. Ale zmieniło się to z czasem. Zamieszkaliśmy razem, Anabell pomagała mi z synem, podobnie jak reszta pokochała go bezgranicznie. Zabierała go na spacery i polowania. Świetnie się dogadywali. Chris pokazał teraz moje treningi z chłopakami. Greg ostro mnie atakował nie dając wytchnąć.Potem była nauka kontroli nad darami. Z tym pomagał mi Michael i Ethan. Ten pierwszy rzucał we mnie kulami ognia a ja miałam za pomocą mojej tarczy się bronić. Odrzucałam je od siebie. Raz nawet niechcący trafiłam taką kulą w nowiutki samochód Grega. Ale się wściekł. Właśnie wtedy odkryłam w sobie kolejny dar. W jednej chwili chciałam stać się niewidzialna i taka się stała. Przypomniałam sobie zdezorientowanie wszystkich. Sama nie wiedziałam co się dzieję. Dopiero pózniej wróciłam do "widzialności". Tym razem ukazali się nam Volturii. Chcieli zabić mnie i Chrisa. Byliśmy sami na polanie. Felix i Demetrii ruszyli na nas, lecz nie zdążyli nic zrobić, bo na polanę wpadli moi przyjaciele. Michael i Greg od razu zaatakowali. Zaczęła się walka pomiędzy nimi a Felixem i Demetrim. Syna oddałam pod opiekę Anabell, i wraz z Ethanem ruszyliśmy do walki. Rzucił się na mnie Santiago. Z hukiem upadliśmy na ziemię, w steku przekleństw zaczęliśmy okładać się pięściami. Walnęłam nim o drzewo, szybko się podniósł i znów zaatakował. Wtedy odezwał się Aro. Paplał coś o tym, że nie chcę, aby ktoś ucierpiał. Pfff jasne kurwa! A ja to Rihanna! Ale w końcu skończyło się na tym, że wyruszyliśmy z nimi do Voltery. Mieliśmy walczyć z Rumunami. Teraz była scena ze mną. Stałam na czele armii z Michaelem i Gregiem u boku. Zawsze mogłam na nich liczyć. Moje wspomnienia przeplatały się z Chrisa. Toczyła się walka, wróg miał nad nami przewagę liczebną, ale my byliśmy znacznie bardziej wyszkoleni i posiadaliśmy dary. Pierwszy zaatakował Michael, posłał w nich kilkanaście kul ognia. Wreszcie ruszyliśmy do ataku. Zderzyłam się z jakimś wampirem, szybko oderwałam mu głowę. Podobnie postąpiłam z następnymi. Wtedy powietrze przerwał rozpaczliwy krzyk Grega. Oblegało go 10 wampirów. Jeden trzymał go za głowę a dwóch za ramiona, pozostali pilnowali, żeby się nie wyrwał. Zaczęłam biec w jego kierunku, po drodze zabijając zatrzymujące mnie wampiry. Skopiowałam dar Michaela i posłałam wielki płomień w otaczające Grega wampiry. Ogień od razu zajął ich ciała. Została tylko tylko trójka trzymająca mojego przyjaciela. Z rozpędu powaliłam dwójkę na ziemię. Szybko się z nimi rozprawiłam, odwróciłam się do Grega, który zdołał się jakoś wyrwać i dobił Rumuna. Wpadliśmy sobie w objęcia. Następnie ukazało się zakończenie bitwy, nasz szybki wyjazd i powrót do domu. Akcja następnie przeniosła się parę lat pozniej, kiedy to Chris był dorosły. Byliśmy aktualnie w Brazylii i zamierzaliśmy wrócić do Waszyngtonu. Pokazałam im jak mój syn sobie radził wśród ludzi, jak bardzo był podobny do ojca. I w końcu jego powrót od Amazonek kiedy to postanowiliśmy udać się do szkoły w Forks. Moje zaskoczenie i gniew gdy ujrzałam Cullenów oraz strach o syna. Ich próby rozmowy ze mną i moją wrogość. Chwilowe zawieszenie broni na czas wspólnego wyjazdu do Volturi oraz szczerą rozmowę i udanie się na poszukiwanie sojuszników do walki.
Gdy skończyłam otworzyłam oczy i spojrzałam na Cullenów. Łagodnie mówiąc byli zaskoczeni.
- O boż..e- wyjąkał Emmett- Nie mogę uwierzyć, że aż tyle się uwierzyło przez te lata.
- Tak, 10 lat to szmat czasu- rzekłam cierpko, ściskając dłoń syna.
- Bello nie mogę uwierzyć, że cię opuściliśmy- miałam wrażenie, że gdyby Esme mogła płakać to właśnie teraz by to robiła- że nie było nas przy was gdy nas potrzebowaliście- wyszeptała załamana Esme.
- Nie martw się babciu- odezwał się niespodziewanie Chris- Z mamą już o tym nie pamiętamy, w przyszłości już sobie wszystko wyjaśniliśmy.- uśmiechnął się do Esme.
Odpowiedziała mu czułym uśmiechem. Mój syn miał w sobie coś co sprawiało, że osoby w jego otoczeniu długo nie potrafiły być smutne.
-Bello?- odezwał się Carslie więc od razu przeniosłam na niego wzrok.- Z waszych wspomnień wnioskuję, że posiadasz wiele darów- rzekł- Jak to możliwe?- spytał zafascynowany.
Roześmiałam się cicho...Oh ten Carslie, jeśli chodzi o coś co pomogłoby mu dowiedzieć się czegoś więcej o naszym gatunku, zamieniał się w podekscytowanego małego chłopca.
- Tak Carslie to prawda, posiadam więcej niż jeden dar.-powiedziałam spokojnie.
Wszyscy patrzyli na mnie z podziwem i niedowierzaniem.
- Nie wiem, dlaczego mogę władać więcej niż jednym darem, po prostu tak jest.- mówiłam dalej- To nie jest tak, że od razu miałam je wszystkie. Nie. Z czasem rozwijały się a ja rozwijałam je. Na początku posiadałam tylko tarczę mentalno-fizyczną i potrafiłam ochraniać tylko siebie, ale Michael uczył mnie jak wyjść poza swój umysł i ochraniać innych. Pozniej zaś ukształtował się dar kopiowania. Potrafię kopiować dowolny dar. Wystarczy, że o nim pomyśle i już go mam- opowiadałam.
- Wymieniłaś na razie dwa dary, a z waszych wspomnień dowiedzieliśmy się że posiadasz ich 3- rzekł dotąd milczący Jasper.- Co jest twoim trzecim darem? - spytał patrząc na mnie intensywnie.
Zesztywniałam na całym ciele, nie chciałam o tym mówić. Gdy ludzie dowiadywali się o tym darze bali się mnie. Nie chciałam, żeby było tak i w tym przypadku. Poczułam uścisk na mojej ręce. Spojrzałam na syna, spojrzeniem przekazywał mi, że powinnam im zaufać, że nie odrzucą mnie. Zebrałam się w sobie i wyprostowałam się. Chris ma rację, muszę im zaufać.
- Moim trzecim darem jest....
- Bello co ty robisz?- zapytał zduszonym głosem.
Udając zdziwioną zapytałam:
- Jak to co? Rozbieram się. Czyżbyś nie tego chciał?
Przybierając uwodzicielską pozę zaczęłam dalej rozpinać guziki, patrząc przy tym na niego spod spuszczonych rzęs. Jego wzrok padł na mój koronkowy stanik, który był teraz widoczny. Zaczęłam powoli zsuwać bluzkę a gdy już to zrobiłam Edward wydał ni to jęk ni to westchnienie.
- Bello- walczył ze sobą, chciał utrzymać kontrolę- Załóż bluzkę z powrotem- z trudem wyrzucił z siebie to zdanie.
Z gracją wstałam z jego łóżka i zbliżyłam się do niego. Obserwował w napięciu moje ruchy. Stanęłam na palcach i wyszeptałam mu do ucha:
- Naprawdę chcesz żebym ją założyła? Tego właśnie chcesz?
- Nie do cholery! Nie chcę tego! Ale pragnę tego- z tymi słowami rzucił mnie na łóżko i przygniótł sobą. Nim zdołałam coś powiedzieć wpił się zachłannie w moje usta. Jęknęłam i odwzajemniłam pocałunek. Oplotłam rękami jego szyję przyciągając go co siebie mocno, desperacko. Edward przesunął dłoń na moje biodro i przycisnął mnie do swego ciała. Poruszyłam się pod nim zmysłowo, a on jęknął. Tym razem nie musieliśmy uważać, on nie musiał uważać, że mnie skrzywdzi. Byliśmy sobie równi. Nieśmiertelni. Zamierzałam właśnie zerwać z niego koszulę, gdy przerwał nam oczywiście krzyk Emmetta:
- Ej gołąbeczki! Pózniej się poobściskujecie, teraz chcielibyśmy, aby Bella nam wszystko wytłumaczyła!!
Edward z jękiem sturlał się ze mnie. Z dołu usłyszałam głośne śmiechy Jazza i Emma. Zawarczałam głośno. Od razu przestali, bycie wampirem ma swoje plusy. Niech teraz wiedzą, że ze mną się nie zadziera. Nałożyłam szybko bluzkę, Edward poprawił koszulę i wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy do salonu, ja przysiadałam się do syna, który siedział na dwuosobowej kanapie. Złapałam go za rękę, potrzebowałam poczuć, że jest już bezpieczny, że nic mu już nie grozi. Christopher uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Skarbie na pe....- nie pozwolił mi skończyć.
- Tak mamo, na pewno nic mi nie jest. Przestań się już zadręczać.- jak on dobrze mnie znał. Uśmiechnęłam się blado i odwróciłam w stronę Cullenów. Wszyscy przyglądali się nam ze skupieniem, zainteresowaniem i tkliwością. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam:
- Jak już wiecie Chris jest moim synem. Moim i Edwarda. Przybyłam tu z przyszłości dzięki darowi jednej z moich przyjaciółek, aby uzyskać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
- Ale jak to?- odezwał się Carisle- Wampir i człowiek mogą mieć dzieci?- pytał zafascynowany.
- Jestem tego żywym dowodem- odpowiedział mój syn.- Jestem pół wampirem i pół człowiekiem. - nagle się roześmiał i spojrzał na mnie- Czy tylko ja mam uczucie deja vu?
Również się roześmiałam. No tak w przyszłości również przeprowadzaliśmy tę rozmowę. Uznałam, że nie bedziemy tracic czasu na jej opowiadanie, skoro Chris ma dar.
- Może lepiej byłoby gdyby Chris pokazałby wam to wszystko co działo się przez te wszystkie lata gdy mnie opuściliście? Kim jesteśmy, naszych przyjaciół i wrogów? - zapytałam.
- Pokazał? Ale jak?- zapytała tym razem Rose.
- Posiadam dar pokazywania swoich myśli za pomocą dotyku- odrzekł Christopher.
- Fascynujące- mruknął cicho Carisle.- Jesteście bardzo utalentowani.
- Zgadza się- przyznałam nieskromnie.- Chris połączę twój dar ze swoim, aby pokazać wszystkim za jednym razem wydarzenia z naszego życia- mój syn skinął głową.
Skupiłam się i po chwili zdołałam połączyć się mocą z Chrisem, który zamknął oczy, aby skupić się lepiej na przekazie. Najpierw ujrzałam siebie jako człowieka. Rodziłam swojego syna, był przy mnie Michael. Wspierał mnie i dodawał otuchy. Trzymałam w ramionach małego Chrisa. Był taki słodki, wielkie czekoladowe oczy i ten miedziany meszek na główce. Powoli zaczęłam tracić siły, ujrzałam Michaela pochylającego się nad moją szyją. Ugryzł mnie. Przemienił. Uratował. Pózniej sceneria się zmieniła. Widziałam siebie oczami syna, mój niepokój o jego szybki wzrost. Zaledwie tydzień po urodzeniu wyglądał na półroczne dziecko. Potem ukazał się obraz Jakoba oraz całej sfory. Chcieli zobaczyć czy mały nie zagraża ludziom. Paul chciał go zabić. Wszystko było pokazywane z perspektywy Chrisa, dopiero wtedy zobaczyłam jak on to wszystko odbierał. Paul mimo rozkazu Sama chciał zgładzić Chrisa, który leżał w objęciach Michaela. Gdy ujrzałam jak chce skoczyć na niego, rzuciłam się na tego kundla i posłałam go na drzewo. Z mojego gardła wydobywało się głośne warczenie. Usłyszałam cichy śmiech Emmetta, o tak mogłam sobie wyobrazić, że to jak skopałam wilkołakowi tyłek go bawi. Pózniej Chris pokazywał jak dorastał, naszą przeprowadzkę do Nowej Zelandii. Jego pierwsze polowanie. Minęło pięć lat. Na naszej drodze pojawili się Anabell, Greg i Ethan. Z początku nie byliśmy do siebie przyjaznie nastawieni. Ale zmieniło się to z czasem. Zamieszkaliśmy razem, Anabell pomagała mi z synem, podobnie jak reszta pokochała go bezgranicznie. Zabierała go na spacery i polowania. Świetnie się dogadywali. Chris pokazał teraz moje treningi z chłopakami. Greg ostro mnie atakował nie dając wytchnąć.Potem była nauka kontroli nad darami. Z tym pomagał mi Michael i Ethan. Ten pierwszy rzucał we mnie kulami ognia a ja miałam za pomocą mojej tarczy się bronić. Odrzucałam je od siebie. Raz nawet niechcący trafiłam taką kulą w nowiutki samochód Grega. Ale się wściekł. Właśnie wtedy odkryłam w sobie kolejny dar. W jednej chwili chciałam stać się niewidzialna i taka się stała. Przypomniałam sobie zdezorientowanie wszystkich. Sama nie wiedziałam co się dzieję. Dopiero pózniej wróciłam do "widzialności". Tym razem ukazali się nam Volturii. Chcieli zabić mnie i Chrisa. Byliśmy sami na polanie. Felix i Demetrii ruszyli na nas, lecz nie zdążyli nic zrobić, bo na polanę wpadli moi przyjaciele. Michael i Greg od razu zaatakowali. Zaczęła się walka pomiędzy nimi a Felixem i Demetrim. Syna oddałam pod opiekę Anabell, i wraz z Ethanem ruszyliśmy do walki. Rzucił się na mnie Santiago. Z hukiem upadliśmy na ziemię, w steku przekleństw zaczęliśmy okładać się pięściami. Walnęłam nim o drzewo, szybko się podniósł i znów zaatakował. Wtedy odezwał się Aro. Paplał coś o tym, że nie chcę, aby ktoś ucierpiał. Pfff jasne kurwa! A ja to Rihanna! Ale w końcu skończyło się na tym, że wyruszyliśmy z nimi do Voltery. Mieliśmy walczyć z Rumunami. Teraz była scena ze mną. Stałam na czele armii z Michaelem i Gregiem u boku. Zawsze mogłam na nich liczyć. Moje wspomnienia przeplatały się z Chrisa. Toczyła się walka, wróg miał nad nami przewagę liczebną, ale my byliśmy znacznie bardziej wyszkoleni i posiadaliśmy dary. Pierwszy zaatakował Michael, posłał w nich kilkanaście kul ognia. Wreszcie ruszyliśmy do ataku. Zderzyłam się z jakimś wampirem, szybko oderwałam mu głowę. Podobnie postąpiłam z następnymi. Wtedy powietrze przerwał rozpaczliwy krzyk Grega. Oblegało go 10 wampirów. Jeden trzymał go za głowę a dwóch za ramiona, pozostali pilnowali, żeby się nie wyrwał. Zaczęłam biec w jego kierunku, po drodze zabijając zatrzymujące mnie wampiry. Skopiowałam dar Michaela i posłałam wielki płomień w otaczające Grega wampiry. Ogień od razu zajął ich ciała. Została tylko tylko trójka trzymająca mojego przyjaciela. Z rozpędu powaliłam dwójkę na ziemię. Szybko się z nimi rozprawiłam, odwróciłam się do Grega, który zdołał się jakoś wyrwać i dobił Rumuna. Wpadliśmy sobie w objęcia. Następnie ukazało się zakończenie bitwy, nasz szybki wyjazd i powrót do domu. Akcja następnie przeniosła się parę lat pozniej, kiedy to Chris był dorosły. Byliśmy aktualnie w Brazylii i zamierzaliśmy wrócić do Waszyngtonu. Pokazałam im jak mój syn sobie radził wśród ludzi, jak bardzo był podobny do ojca. I w końcu jego powrót od Amazonek kiedy to postanowiliśmy udać się do szkoły w Forks. Moje zaskoczenie i gniew gdy ujrzałam Cullenów oraz strach o syna. Ich próby rozmowy ze mną i moją wrogość. Chwilowe zawieszenie broni na czas wspólnego wyjazdu do Volturi oraz szczerą rozmowę i udanie się na poszukiwanie sojuszników do walki.
Gdy skończyłam otworzyłam oczy i spojrzałam na Cullenów. Łagodnie mówiąc byli zaskoczeni.
- O boż..e- wyjąkał Emmett- Nie mogę uwierzyć, że aż tyle się uwierzyło przez te lata.
- Tak, 10 lat to szmat czasu- rzekłam cierpko, ściskając dłoń syna.
- Bello nie mogę uwierzyć, że cię opuściliśmy- miałam wrażenie, że gdyby Esme mogła płakać to właśnie teraz by to robiła- że nie było nas przy was gdy nas potrzebowaliście- wyszeptała załamana Esme.
- Nie martw się babciu- odezwał się niespodziewanie Chris- Z mamą już o tym nie pamiętamy, w przyszłości już sobie wszystko wyjaśniliśmy.- uśmiechnął się do Esme.
Odpowiedziała mu czułym uśmiechem. Mój syn miał w sobie coś co sprawiało, że osoby w jego otoczeniu długo nie potrafiły być smutne.
-Bello?- odezwał się Carslie więc od razu przeniosłam na niego wzrok.- Z waszych wspomnień wnioskuję, że posiadasz wiele darów- rzekł- Jak to możliwe?- spytał zafascynowany.
Roześmiałam się cicho...Oh ten Carslie, jeśli chodzi o coś co pomogłoby mu dowiedzieć się czegoś więcej o naszym gatunku, zamieniał się w podekscytowanego małego chłopca.
- Tak Carslie to prawda, posiadam więcej niż jeden dar.-powiedziałam spokojnie.
Wszyscy patrzyli na mnie z podziwem i niedowierzaniem.
- Nie wiem, dlaczego mogę władać więcej niż jednym darem, po prostu tak jest.- mówiłam dalej- To nie jest tak, że od razu miałam je wszystkie. Nie. Z czasem rozwijały się a ja rozwijałam je. Na początku posiadałam tylko tarczę mentalno-fizyczną i potrafiłam ochraniać tylko siebie, ale Michael uczył mnie jak wyjść poza swój umysł i ochraniać innych. Pozniej zaś ukształtował się dar kopiowania. Potrafię kopiować dowolny dar. Wystarczy, że o nim pomyśle i już go mam- opowiadałam.
- Wymieniłaś na razie dwa dary, a z waszych wspomnień dowiedzieliśmy się że posiadasz ich 3- rzekł dotąd milczący Jasper.- Co jest twoim trzecim darem? - spytał patrząc na mnie intensywnie.
Zesztywniałam na całym ciele, nie chciałam o tym mówić. Gdy ludzie dowiadywali się o tym darze bali się mnie. Nie chciałam, żeby było tak i w tym przypadku. Poczułam uścisk na mojej ręce. Spojrzałam na syna, spojrzeniem przekazywał mi, że powinnam im zaufać, że nie odrzucą mnie. Zebrałam się w sobie i wyprostowałam się. Chris ma rację, muszę im zaufać.
- Moim trzecim darem jest....
środa, 19 czerwca 2013
Kawały o facetach.
Hej kochane!! Wiem, wiem zawaliłam, ale jestem po prostu wykończona walką o oceny, cały czas to zakuwanie:/ I na dodatek remont trwający 3 tygodnie, MASAKRA!! Ale na szczęście oceny już wystawione, a ja jestem wolna i mogę pisać. Głowę mam pełną pomysłów. Dziękuję za te 31 komentarzy pod ostatnią notką, muszę powiedzieć, że dałyście mi niezłego kopa ( w pozytywnym znaczeniu) :D. Mam dla kogo pisać. A teraz chciałabym podziękować paru szczególnym osobą:
- Belle- Dziewczyno nie zabijaj! Ja cię wcale nie chcę torturować.... chociaż :)(żart) Dziękuję, że mimo wszystkich utrudnień nie przestałaś czytać mego bloga. I na przyszłość bez " Stara" ok?? :P
- Bloody Moon- dzięki za motywacją, to właśnie dzięki Tobie zebrałam się w końcu w sobie i dodaje nn:)
- Paulineee- kobieto normalnie uwielbiam Cię,. :) Kocham twego bloga, jest mega super, mogłabym go czytać w nieskończoność :) Wielkie dzięki za twoje wszystkie komentarze, dzięki nim miałam chęć pisać dalej.
No to na tyle. Teraz zapraszam do czytania rozdziałku!!
Jego usta wpijały się namiętnie w moje. Nie mogłam racjonalnie myśleć, liczyły się tylko jego mocne ramiona, które oplatały mnie mocno i czule. Nie zastanawiając się objęłam Edwarda za szyję i odwzajemniłam pocałunek wkładając w to całą siebie. Mogłabym stać tak całą wieczność, ale oczywiście ktoś musiał nam przerwać. Tym kimś był nie kto inny jak Emmett.
- Znajdzcie sobie pokój!- krzyknął za naszymi plecami ze śmiechem.
Oderwałam się od Edwarda i syknęłam na niego. Ten nic sobie z tego nie robiąc uśmiechnął się do mnie szeroko. Uniosłam oczy ku niebu, Boże za jakie grzechy pokarałeś mnie tym żartownisiem? Nie zaprzątałam, sobie dłużej głowy Emmettem tylko podeszłam do syna, który nadal był trzymany przez Esme w ramionach.
- Nic ci nie jest skarbie?- zapytałam i przejęłam go od matki Edwarda- Zrobił ci coś?- zatroskałam się i pogłaskałam go po policzku.
- Mamo!- jęknął- Przestań się tak zamartwiać. Nic mi nie jest. - zapewniał.
Gdy spojrzałam na niego niedowierzająco powiedział.
- Mamo jestem dorosły, nie musisz za każdym razem gdy pojawi się jakieś niebezpieczeństwo wpadać w panikę. Jesteś kimś ważnym wpośród wampirów i zawsze będę celem dla twoich wrogów. Ale wiem, że z tobą jestem bezpieczny i nic mi nie grozi, więc ty też powinnaś przestać się zamartwiać.
- Ale..- zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
- Żadne ale mamo. Wyluzuj- zaśmiał się cicho-Jestem bezpieczny.
Spojrzałam na niego z miłością a on odwdzięczył się tym samym. Tą wzruszającą scenę przerwało ciche chlipnięcie za mną. Odwróciłam się. To Esme patrzyła na nas ze wzruszeniem przytulona do Carisle. Wypuściłam syna z objęć i rozejrzałam się do około. Wszyscy mieli podobne miny. Rosalie patrzyła na Christophera zachłannym wzrokiem zezując co chwila na Edwarda.
- Mamo?- odezwał się Chris.
Odwróciłam się z powrotem do niego i aż sapnęłam. Mój syn był kopią własnego ojca. Już wcześniej dostrzegałam podobieństwa, ale teraz jego uroda ukazała się w całej okazałości. Wysokie kości policzkowe, gładkie czoło, pięknie wykrojone usta i te włosy. Zupełnie jak u Edwarda, nawet tak samo opadały mu na czoło. Był wysoki i wysportowany. Jego strój tylko to podkreślał. To właśnie zobaczyła Rose, i właśnie dlatego tak na niego patrzyła. Z czułością odgarnęłam włosy z czoła syna.
- O co chodzi?- zapytałam.
- Możemy już wracać do domu?- spytał- Nie mam ochoty na kolejną niebezpieczną akcję w tym lesie.
- Oczywiście. - odrzekałam. - Dziś przenocujemy u Charliego. Będę musiała jakoś mu wytłumaczyć mu twoją obecność.
- U dziadka? - ożywił się.
- Tak- zaśmiałam się.
- Bello?- tym razem odezwał się Carisle. Spojrzałam na niego.- Może przenocowalibyście u nas?- zapytał. - Musimy sobie wiele wyjaśnić- tu znacząco spojrzał na mego syna, który stał koło mnie.
Zerknęłam na Christophera, a on na mnie i wzruszył ramionami.
- Możemy wpaść do dziadka jutro- rzekł.
Skinęłam głową i rzekłam:
- Dobrze Carisle. Ale tylko dziś.
Cullenowie uśmiechnęli się gdy wyraziłam zgodę.
- To idziemy?- zapytał Jasper.
- Tak, biegnijmy. - zerknęłam za syna i miałam się odezwać gdy mi przerwał:
- Dam radę. Sam pobiegnę.
Niechętnie się zgodziłam. Moją niezadowoloną monę zauważył Emmett i powiedział:
- UUU syn wyfruwa z gniazdka- zamiał się- Usamodzielnia się. Troska mamusi niepotrzebna- drwił dalej.
- Uważaj Emmett, bo w końcu się doigrasz- syknęłam.
- Już się boję.
- Powinieneś. Ze mną się nie zadziera.
- Taka malutka wampirzyca miałaby mi coś zrobić? Dobre sobie- rozchichotał się.
- Ostrzegam cię Emmett. - zmroziłam go wzrokiem.
Cullenowie i mój syn z rozbawieniem przysłuchiwali się naszej wymianie zdań.
- Dołóż mu mamo- zaśmiał się Chris.
Zerknęłam na niego z małym uśmieszkiem i rzuciła się na nic niespodziewającego się Emmetta. Upadliśmy razem na ziemię. Usiadłam na jego plecach i wepchnęłam mu twarz do błota. Wierzgał pode mną chcąc się wyrwać, ale nie dałam u nawet najmniejszej szansy.
- I jak Emmett? Dobre błoto? -zapytałam. Podniosłam mu głowę.
- Puść mnie!!- krzyczał.
- Emmett nie drzyj się jak baba- powiedział rozbawiony Edward.
- Drze to się stare prześcieradło- zaśmiał się Jazz i przybił piątkę z Edwardem.
Pokręciłam głową, podobnie jak Alice. Niby kilkusetletnie wampiry a zachowują się jak dzieci.Nagle wybuchłam śmiechem i zawołałam:
- Alice!- ta spojrzała na mnie zaintrygowana- Po czym można poznać, ze facet jest podniecony?
Tej zaświeciły się oczy, widocznie domyśliła się o co mi chodzi.
- Oddycha- odpowiedziała.
-W czym jedzenie jest lepsze od seksu?- kolejne pytanie ode mnie.
-Godzinami nie trzeba czekać na kilka sekund przyjemności.- Rose i Esme wybuchły śmiechem .
-Co ma wspólnego mężczyzna w łóżku i jedzenie z mikrofalówki?- gdybym mogła popłakałabym się ze śmiechu.
-30 sekund i gotowe.- Alice świetnie się bawiła odpowiadając mi na pytania.
-Dlaczego kobiety mają problemy z parkowaniem?- ta zabawa zaczynała mi się coraz bardziej podobać, a miny chłopców .. bezcenne
- Skoro całe życie wmawia się im, że TO ma 20 cm.....- Rosalie normalnie leżała na ziemi i dusiła się ze śmiechu. Jedynie Esme jakoś się trzymała, chociaż widać było, że jeszcze chwila i wybuchnie głośnym śmiechem.
- Ok, ok ostatnie pytanie- uśmiechnęłam się szatańsko i zapytałam: Dlaczego psychoanaliza mężczyzn zabiera mniej czasu niż psychoanaliza kobiet?
Tu wszystkie cztery odpowiedziałyśmy wspólnie:
- Kiedy trzeba się cofnąć do dzieciństwa oni już tam są...
Puściłam Emmetta i upadłam na ziemię. Nasz śmiech jestem pewna można było usłyszeć kilkanaście kilometrów dalej. Jeszcze nigdy nie byłam tak wdzięczna Anebell za opowiadanie mi tych kawałów o mężczyznach. Nie chciałam ich słuchać, ale ona, która oglądała programy rozrywkowe, nauczyła się tak wielu tych kawałów i zmuszała mnie do ich słuchania. Dzięki Anabell pomyślałam.
- Bella?- wydusiła z trudem Rose, leżąc ciągle na ziemi. Zerknęłam na nią- Jesteś moją idolką!
- Hahah- znowu wybuchłam śmiechem iu podniosłam kciuk do góry- Cieszę się.
I znowu śmiech nas czterech. Spojrzałyśmy na " naszych" mężczyzn. Mieli grobowe miny. Patrzyli na nas groznie. Popatrzyłyśmy po sobie i ledwo zdusiłyśmy w sobie wybuch śmiechu. Co oni myślą, że ich się wystraszymy?
- Alice- warknął Jasper.
- Rosalie- syknął Emmett.
- Esme- rzekł twardo Carisle.
- Mamo- krzyknął Chris.
-Bella- warknął z groznym błyskiem w oku Edward.
- W nogi!- krzyknęłam i rzuciłam się pędem w stronę domu Cullenów. Dziewczyny wzięły ze mnie przykład i ruszyły za mną, śmiejąc się w niebo głosy. Oni oczywiście rzucili się za nami w pogoń. Starałam się jak mogłam utrudnić im drogę. A to silniejszy podmuch wiatru, osunięcie się ziemi, albo cios z liścia od drzewa. Znowu się roześmiałam. Cios z liścia od drzewa? Hahahaha.
- Szybciej- krzyknęłam- Zaraz nas dogonią. Już z daleka zobaczyłam ich dom. Wpadłyśmy przez drzwi do niego i zabarykadowałyśmy się. Uciszając siebie nawzajem pozamykałyśmy wszystkie okna i drzwi, aby nie mogli się przedostać do środka. Nie odważyli by się również ich wyważyć, bo Esme wpadłaby w prawdziwą furię, a oni to wiedzieli. Wściekła Esme czy wściekli chłopcy? Nie wiem co straszniejsze. Przestałyśmy się śmiać, gdy nasi" przeciwnicy" dotarli na miejsce. Klamka się poruszyła. Zaraz też zaczęły drżeć, bo zaczęli w nie walić pięściami.
- Wpuście nas!- krzyczał Emmett.
- Alice słyszę twój śmiech- powiedział Jazz przez drzwi- Jak tam wejdziemy, będziemy musieli poważnie porozmawiać- rzekł groznie.
- Pfff- prychnęłam- Już się boję- zaświergotała.
Charkot wydobył się z gardeł mężczyzn. Byłam ciekawa czy się z nami bawią czy naprawdę są wściekli?
- Esme bądz rozsądna- tym razem odezwał się Carisle- Otwórz drzwi.
- Nic z tego kochanie- zaśmiała się jego małżonka.
- Bella otwórz te drzwi- warknął Edward- Nic wam nie zrobimy- dodał już milej.
Taaa, bo uwierzę. Ja otworzę drzwi, a oni nam zrobią harakiri. Jakoś nie mam ochoty oglądać swoich wnętrzności.
- Nie ma mowy Edwardzie.- powiedziałam słodko- Nie wpuścicimy was.
- Cholera!- syknął Emm.
Nagle wszystko ucichło, poruszyłyśmy się niespokojnie. Alice złapała mnie za rękę. Zerknęłam na nią.
- Co oni kombinują Alice?- szepnęłam.
- Nie wiem, nie podjęli żadnych decyzji.- odszepnęła.
Cofnęłyśmy się od drzwi. Nagle wrzasnęłam co sił w płucach. Zostałam złapana przez parę silnych, muskularnych ramion. Dziewczyny spotkał ten sam los. Nie wiem jakim cudem, ale Edward, Jazz, Emm, Chris i Carisle dostali się do środka. Wierciłam się w ramionach Edwarda. Zacieśnił uścisk i wyszeptał mi do ucha.
- I co teraz Bello? Kto tu jest teraz górą?
Prychnęłam tylko. Edward nic sobie z tego nie robiąc przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął wspinać się po schodach. Tłukłam go pięściami po plecach i krzyczałam, żeby mnie puścił. Ale jedyne czego się doczekałam to klaps w pośladek. Byłam tak zdziwiona tym uderzeniem, że na chwilę znieruchomiałam. Nagle usłyszałam śmiech. Szybko zerknęłam w górę by zobaczyć jak mój własny syn śmieje się z nas. Rozłożył się wygodnie na kanapie w salonie i włączył telewizor.
- Chris! - krzyknęłam- Może tak byś pomógł matce?- zapytałam z ironią.
- Nic z tego mamo. Zasłużyłaś sobie. Nie trzeba było się śmiać z mężczyzn.
Już miałam go ochrzanić, gdy Edward ścisnął delikatnie mój tyłek. Aż sapnęłam z oburzenia.
- Co ty sobie wyobrażasz?- syknęłam.
Nie odpowiedział, tylko wpadł do swojej sypialni i rzucił mnie na łóżko. Stanął przed nim ze skrzyżowanymi ramionami i spojrzał na mnie z nieprzeniknioną twarzą. Oj coś czuję, że będę miała kłopoty...
- Belle- Dziewczyno nie zabijaj! Ja cię wcale nie chcę torturować.... chociaż :)(żart) Dziękuję, że mimo wszystkich utrudnień nie przestałaś czytać mego bloga. I na przyszłość bez " Stara" ok?? :P
- Bloody Moon- dzięki za motywacją, to właśnie dzięki Tobie zebrałam się w końcu w sobie i dodaje nn:)
- Paulineee- kobieto normalnie uwielbiam Cię,. :) Kocham twego bloga, jest mega super, mogłabym go czytać w nieskończoność :) Wielkie dzięki za twoje wszystkie komentarze, dzięki nim miałam chęć pisać dalej.
No to na tyle. Teraz zapraszam do czytania rozdziałku!!
Jego usta wpijały się namiętnie w moje. Nie mogłam racjonalnie myśleć, liczyły się tylko jego mocne ramiona, które oplatały mnie mocno i czule. Nie zastanawiając się objęłam Edwarda za szyję i odwzajemniłam pocałunek wkładając w to całą siebie. Mogłabym stać tak całą wieczność, ale oczywiście ktoś musiał nam przerwać. Tym kimś był nie kto inny jak Emmett.
- Znajdzcie sobie pokój!- krzyknął za naszymi plecami ze śmiechem.
Oderwałam się od Edwarda i syknęłam na niego. Ten nic sobie z tego nie robiąc uśmiechnął się do mnie szeroko. Uniosłam oczy ku niebu, Boże za jakie grzechy pokarałeś mnie tym żartownisiem? Nie zaprzątałam, sobie dłużej głowy Emmettem tylko podeszłam do syna, który nadal był trzymany przez Esme w ramionach.
- Nic ci nie jest skarbie?- zapytałam i przejęłam go od matki Edwarda- Zrobił ci coś?- zatroskałam się i pogłaskałam go po policzku.
- Mamo!- jęknął- Przestań się tak zamartwiać. Nic mi nie jest. - zapewniał.
Gdy spojrzałam na niego niedowierzająco powiedział.
- Mamo jestem dorosły, nie musisz za każdym razem gdy pojawi się jakieś niebezpieczeństwo wpadać w panikę. Jesteś kimś ważnym wpośród wampirów i zawsze będę celem dla twoich wrogów. Ale wiem, że z tobą jestem bezpieczny i nic mi nie grozi, więc ty też powinnaś przestać się zamartwiać.
- Ale..- zaczęłam, ale nie pozwolił mi skończyć.
- Żadne ale mamo. Wyluzuj- zaśmiał się cicho-Jestem bezpieczny.
Spojrzałam na niego z miłością a on odwdzięczył się tym samym. Tą wzruszającą scenę przerwało ciche chlipnięcie za mną. Odwróciłam się. To Esme patrzyła na nas ze wzruszeniem przytulona do Carisle. Wypuściłam syna z objęć i rozejrzałam się do około. Wszyscy mieli podobne miny. Rosalie patrzyła na Christophera zachłannym wzrokiem zezując co chwila na Edwarda.
- Mamo?- odezwał się Chris.
Odwróciłam się z powrotem do niego i aż sapnęłam. Mój syn był kopią własnego ojca. Już wcześniej dostrzegałam podobieństwa, ale teraz jego uroda ukazała się w całej okazałości. Wysokie kości policzkowe, gładkie czoło, pięknie wykrojone usta i te włosy. Zupełnie jak u Edwarda, nawet tak samo opadały mu na czoło. Był wysoki i wysportowany. Jego strój tylko to podkreślał. To właśnie zobaczyła Rose, i właśnie dlatego tak na niego patrzyła. Z czułością odgarnęłam włosy z czoła syna.
- O co chodzi?- zapytałam.
- Możemy już wracać do domu?- spytał- Nie mam ochoty na kolejną niebezpieczną akcję w tym lesie.
- Oczywiście. - odrzekałam. - Dziś przenocujemy u Charliego. Będę musiała jakoś mu wytłumaczyć mu twoją obecność.
- U dziadka? - ożywił się.
- Tak- zaśmiałam się.
- Bello?- tym razem odezwał się Carisle. Spojrzałam na niego.- Może przenocowalibyście u nas?- zapytał. - Musimy sobie wiele wyjaśnić- tu znacząco spojrzał na mego syna, który stał koło mnie.
Zerknęłam na Christophera, a on na mnie i wzruszył ramionami.
- Możemy wpaść do dziadka jutro- rzekł.
Skinęłam głową i rzekłam:
- Dobrze Carisle. Ale tylko dziś.
Cullenowie uśmiechnęli się gdy wyraziłam zgodę.
- To idziemy?- zapytał Jasper.
- Tak, biegnijmy. - zerknęłam za syna i miałam się odezwać gdy mi przerwał:
- Dam radę. Sam pobiegnę.
Niechętnie się zgodziłam. Moją niezadowoloną monę zauważył Emmett i powiedział:
- UUU syn wyfruwa z gniazdka- zamiał się- Usamodzielnia się. Troska mamusi niepotrzebna- drwił dalej.
- Uważaj Emmett, bo w końcu się doigrasz- syknęłam.
- Już się boję.
- Powinieneś. Ze mną się nie zadziera.
- Taka malutka wampirzyca miałaby mi coś zrobić? Dobre sobie- rozchichotał się.
- Ostrzegam cię Emmett. - zmroziłam go wzrokiem.
Cullenowie i mój syn z rozbawieniem przysłuchiwali się naszej wymianie zdań.
- Dołóż mu mamo- zaśmiał się Chris.
Zerknęłam na niego z małym uśmieszkiem i rzuciła się na nic niespodziewającego się Emmetta. Upadliśmy razem na ziemię. Usiadłam na jego plecach i wepchnęłam mu twarz do błota. Wierzgał pode mną chcąc się wyrwać, ale nie dałam u nawet najmniejszej szansy.
- I jak Emmett? Dobre błoto? -zapytałam. Podniosłam mu głowę.
- Puść mnie!!- krzyczał.
- Emmett nie drzyj się jak baba- powiedział rozbawiony Edward.
- Drze to się stare prześcieradło- zaśmiał się Jazz i przybił piątkę z Edwardem.
Pokręciłam głową, podobnie jak Alice. Niby kilkusetletnie wampiry a zachowują się jak dzieci.Nagle wybuchłam śmiechem i zawołałam:
- Alice!- ta spojrzała na mnie zaintrygowana- Po czym można poznać, ze facet jest podniecony?
Tej zaświeciły się oczy, widocznie domyśliła się o co mi chodzi.
- Oddycha- odpowiedziała.
-W czym jedzenie jest lepsze od seksu?- kolejne pytanie ode mnie.
-Godzinami nie trzeba czekać na kilka sekund przyjemności.- Rose i Esme wybuchły śmiechem .
-Co ma wspólnego mężczyzna w łóżku i jedzenie z mikrofalówki?- gdybym mogła popłakałabym się ze śmiechu.
-30 sekund i gotowe.- Alice świetnie się bawiła odpowiadając mi na pytania.
-Dlaczego kobiety mają problemy z parkowaniem?- ta zabawa zaczynała mi się coraz bardziej podobać, a miny chłopców .. bezcenne
- Skoro całe życie wmawia się im, że TO ma 20 cm.....- Rosalie normalnie leżała na ziemi i dusiła się ze śmiechu. Jedynie Esme jakoś się trzymała, chociaż widać było, że jeszcze chwila i wybuchnie głośnym śmiechem.
- Ok, ok ostatnie pytanie- uśmiechnęłam się szatańsko i zapytałam: Dlaczego psychoanaliza mężczyzn zabiera mniej czasu niż psychoanaliza kobiet?
Tu wszystkie cztery odpowiedziałyśmy wspólnie:
- Kiedy trzeba się cofnąć do dzieciństwa oni już tam są...
Puściłam Emmetta i upadłam na ziemię. Nasz śmiech jestem pewna można było usłyszeć kilkanaście kilometrów dalej. Jeszcze nigdy nie byłam tak wdzięczna Anebell za opowiadanie mi tych kawałów o mężczyznach. Nie chciałam ich słuchać, ale ona, która oglądała programy rozrywkowe, nauczyła się tak wielu tych kawałów i zmuszała mnie do ich słuchania. Dzięki Anabell pomyślałam.
- Bella?- wydusiła z trudem Rose, leżąc ciągle na ziemi. Zerknęłam na nią- Jesteś moją idolką!
- Hahah- znowu wybuchłam śmiechem iu podniosłam kciuk do góry- Cieszę się.
I znowu śmiech nas czterech. Spojrzałyśmy na " naszych" mężczyzn. Mieli grobowe miny. Patrzyli na nas groznie. Popatrzyłyśmy po sobie i ledwo zdusiłyśmy w sobie wybuch śmiechu. Co oni myślą, że ich się wystraszymy?
- Alice- warknął Jasper.
- Rosalie- syknął Emmett.
- Esme- rzekł twardo Carisle.
- Mamo- krzyknął Chris.
-Bella- warknął z groznym błyskiem w oku Edward.
- W nogi!- krzyknęłam i rzuciłam się pędem w stronę domu Cullenów. Dziewczyny wzięły ze mnie przykład i ruszyły za mną, śmiejąc się w niebo głosy. Oni oczywiście rzucili się za nami w pogoń. Starałam się jak mogłam utrudnić im drogę. A to silniejszy podmuch wiatru, osunięcie się ziemi, albo cios z liścia od drzewa. Znowu się roześmiałam. Cios z liścia od drzewa? Hahahaha.
- Szybciej- krzyknęłam- Zaraz nas dogonią. Już z daleka zobaczyłam ich dom. Wpadłyśmy przez drzwi do niego i zabarykadowałyśmy się. Uciszając siebie nawzajem pozamykałyśmy wszystkie okna i drzwi, aby nie mogli się przedostać do środka. Nie odważyli by się również ich wyważyć, bo Esme wpadłaby w prawdziwą furię, a oni to wiedzieli. Wściekła Esme czy wściekli chłopcy? Nie wiem co straszniejsze. Przestałyśmy się śmiać, gdy nasi" przeciwnicy" dotarli na miejsce. Klamka się poruszyła. Zaraz też zaczęły drżeć, bo zaczęli w nie walić pięściami.
- Wpuście nas!- krzyczał Emmett.
- Alice słyszę twój śmiech- powiedział Jazz przez drzwi- Jak tam wejdziemy, będziemy musieli poważnie porozmawiać- rzekł groznie.
- Pfff- prychnęłam- Już się boję- zaświergotała.
Charkot wydobył się z gardeł mężczyzn. Byłam ciekawa czy się z nami bawią czy naprawdę są wściekli?
- Esme bądz rozsądna- tym razem odezwał się Carisle- Otwórz drzwi.
- Nic z tego kochanie- zaśmiała się jego małżonka.
- Bella otwórz te drzwi- warknął Edward- Nic wam nie zrobimy- dodał już milej.
Taaa, bo uwierzę. Ja otworzę drzwi, a oni nam zrobią harakiri. Jakoś nie mam ochoty oglądać swoich wnętrzności.
- Nie ma mowy Edwardzie.- powiedziałam słodko- Nie wpuścicimy was.
- Cholera!- syknął Emm.
Nagle wszystko ucichło, poruszyłyśmy się niespokojnie. Alice złapała mnie za rękę. Zerknęłam na nią.
- Co oni kombinują Alice?- szepnęłam.
- Nie wiem, nie podjęli żadnych decyzji.- odszepnęła.
Cofnęłyśmy się od drzwi. Nagle wrzasnęłam co sił w płucach. Zostałam złapana przez parę silnych, muskularnych ramion. Dziewczyny spotkał ten sam los. Nie wiem jakim cudem, ale Edward, Jazz, Emm, Chris i Carisle dostali się do środka. Wierciłam się w ramionach Edwarda. Zacieśnił uścisk i wyszeptał mi do ucha.
- I co teraz Bello? Kto tu jest teraz górą?
Prychnęłam tylko. Edward nic sobie z tego nie robiąc przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął wspinać się po schodach. Tłukłam go pięściami po plecach i krzyczałam, żeby mnie puścił. Ale jedyne czego się doczekałam to klaps w pośladek. Byłam tak zdziwiona tym uderzeniem, że na chwilę znieruchomiałam. Nagle usłyszałam śmiech. Szybko zerknęłam w górę by zobaczyć jak mój własny syn śmieje się z nas. Rozłożył się wygodnie na kanapie w salonie i włączył telewizor.
- Chris! - krzyknęłam- Może tak byś pomógł matce?- zapytałam z ironią.
- Nic z tego mamo. Zasłużyłaś sobie. Nie trzeba było się śmiać z mężczyzn.
Już miałam go ochrzanić, gdy Edward ścisnął delikatnie mój tyłek. Aż sapnęłam z oburzenia.
- Co ty sobie wyobrażasz?- syknęłam.
Nie odpowiedział, tylko wpadł do swojej sypialni i rzucił mnie na łóżko. Stanął przed nim ze skrzyżowanymi ramionami i spojrzał na mnie z nieprzeniknioną twarzą. Oj coś czuję, że będę miała kłopoty...
środa, 1 maja 2013
Martwy wróg.
Po tym jak rzuciłam Victorią o ziemię za pomocą jednego z moich darów, spojrzałam na syna upewniając się czy jest bezpieczny następnie skoczyłam na nią i nie pozwoliłam się ponieść. Niestety pozwoliłam sobie na dekoncentracje, całą swą uwagę skupiłam na rudej i zapomniałam o Laurencie. Chciał zaatakować mnie od tyłu, czułam jego oddech. Po chwili usłyszałam grozne warknięcie i huk upadku. To Jasper zaatakował Laurenta. Już spokojna znów skupiłam się na Victorii. Trzymałam ją za szyję, a ona syczała na mnie i próbowała się wyrwać. Oj nie ze mną te numery kochaniutka zaśmiałam się w duchu. Potem nie bawiąc się w ceregiele skręciłam jej kark, następnie wrzuciłam jej szczątki do ogniska, które pozostali Cullenowie zdążyli rozpalić. Patrzyłam w płomienie gdy doszedł mnie wrzask bólu, to Jasper oderwał ramię Laurentowi i właśnie zamierzał urwać mu głowę gdy ten krzyknął:
- Zaczekaj! Zanim mnie zabijesz, najpierw dokładniej przyjrzyj się swojemu byłemu kochasiowi, może wtedy dostrzeżesz, że nie jest tym za kogo się podaję. - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy. Odepchnęłam Jaspera., który spojrzał na mnie niezadowolony, ale nic nie powiedział.
- O czym ty mówisz? Kogo masz na myśli?- zadawałam pytania i żądałam na nie odpowiedzi. Do cholery o co tu chodzi?
- Naprawdę nie wiesz?- zaśmiał się ironicznie i spojrzał mi przez ramię.
Błyskawicznie odwróciłam się i nie mogłam wprost uwierzyć w to co widzę. Jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej? Jak mogłam mu zaufać. Jasper warczał obok mnie gotowy do obrony kierując przepełniony furią wzrok w stronę Diega, który trzymał za szyję mego serca i zasłaniał się nim jak tarczą. Głośno zawarczałam na ten widok. On tylko uśmiechnął się kpiąco i mocniej zacisnął dłonie na szyi Chrisa. Miałam przed sobą przeciwnika doświadczonego w polu walki, nie liczącego się z uczuciami innych i zabijającego bez wahania. Diego miał ponad 400 lat. I przez ten cały czas zdobywał doświadczenie w walce, mimo iż byłam świetną wojowniczką i posiadałam wiele darów, których nie mogłam użyć, bo mogłam skrzywdzić syna, nie łudziłam się, że w pojedynkę go zabiję. Cullenowie oprócz Jaspera byli dla kogoś takiego jak Diego łatwym przeciwnikiem, dlatego... O Boże! No tak! Jasper..... połączyłam się z nim telepatycznie.
- Jasper!- odezwałam się do niego w myślach. Drgnął i rozejrzał się zdezorientowany.
- Jasper! To ja Bella, możemy porozumiewać się telepatycznie. Nie daj nic po sobie poznać, po Diego się zorientuję. Rozumiesz?- zapytałam, ale nie spojrzałam w jego stronę. Swoją uwagę skupiałam na Diego, który przez cały czas patrzył mi z jakąś dziwną determinacją w oczy.
- Rozumiem. Co my teraz zrobimy? Jeśli zrobimy chodz jeden krok w jego stronę, skręci Christopherowi kark. - Jasper jak zwykle odezwał się opanowany i trzezwo myślący.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Diego jest doskonałym wojownikiem, liczy sobie ponad 400 lat. Mamy przed sobą groznego przeciwnika, dlatego musimy współpracować. Twoja rodzina nie da rady, jedynie ty i ja mamy jakieś szansę. Jak tylko Chris będzie bezpieczny atakujemy. Musimy go zgładzić.- rzekłam.
- Z przyjemnością go zabiję, nie zapominaj, że również świetnie walcze, nigdy nie zostałem pokonany i mam prawię tyle samo lat co ten laluś.- Jasper mówił do mnie, lecz nie odrywał swoich złotych oczu od przeciwnika.
- Ok, przygotuj się- rzekłam. Nasza rozmowa nie trwała więcej niż 5 sekund, ale i tak zauważyłam, że Diego niespokojnie na nas patrzy.
- Puść mego syna Diego- powiedziałam zimnym jak lód głosem- Ostrzegam cię.
- Ty? Mnie?- rozesmiał się kpiąco.- Nie zapominaj, że w rękach trzymam twój najdrogocenniejszą skarb, twoją miłość, sens twego istnienia, twojego syna. Wystarczy jeden ruch i skręcę mu tą jego bladą szyję.
- Nie słuchaj go mamo!- krzyknął Chris- Zabij tego śmiecia- rzekł patrząc mi prosto w oczy. Zrozumiałam. Po chwili Greg osunął się na ziemię i chodz zerwał się po niecałej sekundzie, to wystarczyło by Chris bezpiecznie spoczął w objęciach Esme. Ja również nie czekałam z Jasperem, z charkotem rzuciliśmy się na Grega. Udało mi się powalić go na ziemię, lecz skubany zrzucił mnie z siebie. Z hukiem upadłam na ziemię, w tym czasie Jasper z całej siły przyłożył w splot słoneczny Diegowi, który aż się zgiął z bólu. Podbiegłam do niego i kopniakiem powaliłam go na ziemię. Nie przewidziała tylko jednego, ten sukinsyn podciął mi nogi i upadłam na niego. Odwrócił nas tak, ze to ja leżałam pod nim i zaczął niebezpiecznie odchylać mi głowę. Usłyszałam nieprzyjemny dzwięk, już myślałam, ze to koniec gdy uścisk nagle zelżał a ja znalazłam się w silnych ramionach Jaspera.
- Bella!- potrząsał mną spanikowany- Nic ci nie jest? Odpowiedz!
- Cholera Jasper- warknęłam i zerwałam się na równe nogi, on spojrzał na mnie zdezorientowany. Niespodziewanie się uśmiechnęłam- Zabijmy skurwiela.
Jasper zaśmiał się. Obydwoje spojrzeliśmy w stronę Diega, który niezdarnie podnosił się z ziemi. Najwyrazniej Cullen rzucił nim gdy mnie ratował. Zaczęliśmy go okrążać, obserwowaliśmy jego ruchy. Ten jakby nigdy nic stał spokojnie, tylko napięcie mięśni zdradzało go, że jest gotowy do walki. Syknęłam i zbliżyłam się do niego, to samo zrobił Jasper. Nasz przeciwnik niespodziewanie rzucił się w moją stronę próbują powalić mnie ciosem pięści, lecz ja przygotowana na atak uchyliłam się i jego pięść wylądowała w powietrzu. Jasper nic nie zrobił, spokojnie stał i obserwował. Wiedziałam o co mu chodzi, chciał zobaczyć sposób walki Diega by potem łatwiej go pokonać. Cholera! pomyślałam gdy mocny prawy sierpowy powalił mnie na ziemię. Nie powinnam tak rozmyślać gdy toczy się walka na śmierć i życie. Wtedy Jasper przejął kontrolę, skoczył na Diega zasypując go gradem silnych uderzeń, które niestety tamten skutecznie unikał. Jasper widząc to wykonał obrót i kopnął go w klatkę piersiową. Auć! To musiało boleć pomyślałam patrząc jak ten drugi upada ciężko na ziemię. Postanowiłam się nie wtrącać, wiedziałam, że Jasper sobie poradzi. Zerknęłam przez ramię, reszta Cullenów stała za nami i przyglądała się walce. Edward miał wielką ochotę skoczyć nam na pomoc, widziałam to po jego oczach, ale powstrzymywał się. Widocznie musiał usłyszeć moją mentalną rozmowę z Jazzem. I dobrze, nie chciałam, żeby się wtrącał. Swój wzrok znów skierowałam na walczących. Okrążali się jak, wyglądali jak drapieżniki, przyczajeni, niebezpieczni i gotowi do walki. Nagle obaj skoczyli ku sobie. Zderzyli się w powietrzu, wytwarzając przy tym głośny huk, tak jakby dwa głazy zderzyły się ze sobą. Upadli na ziemię, tłukąc się bez opamiętania w steku przekleństw. U obydwu wyczytałam w oczach czystą furię, obydwaj dawali z siebie wszystko i obydwaj dążyli do zwycięstwa. Jasper zaserwował Gregowi mistrzowski cios pięścią, musiał być bardzo silny, bo usłyszałam nieprzyjemny dla ucha zgrzyt. Diego potrząsnął głową próbując się otrząsnąć i nagle roześmiał się patrząc w moją stronę. Normalnie wariat.
- Bello!- szepnął zmysłowo, a mnie przebiegł dreszcz obrzydzenia- Kochanie, naprawdę pozwolisz mu mnie zabić? Nie chcesz zrobić tego sama? No dalej skarbię! Może się boisz? - zadrwił.
- Pierdol się!- warknęłam i ruszyłam w jego stronę, ale Jasper potrząsnął głową więc się zatrzymałam.
- Oj,oj! Skąd takie brzydkie słowa biorą się u tak pięknej wampirzycy?- zacmokał- Wstydziłabyś się Bello.
Syknęłam.
- Nie chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem? Dlaczego chciałem zabić Chrisa? Ciebie?- mówił i jednocześnie unikał ciosów Jaspera.
- Jazz zaczekaj- powiedziałam. - Niech mówi.
Jasper posłusznie przestał go atakować , ale był gotowy do ataku.
- Gadaj- rozkazałam chłodno.
Ten tylko się zaśmiał.
- Skąd ten chłód kochanie?- chciał mnie sprowokować, lecz gdy zauważył, że to na mnie nie działa dał sobie spokój- No dobra, nic nie stoi na przeszkodzie, abyście się dowiedzieli prawdy. Volturii mówi ci to coś skarbie?- zaszydził a ja zesztywniałam. No oczywiście a któżyby inny?- Odkąd Cullenowie odeszli mieli się na celowniku, chcieli cie mieć w swoich szeregach. Z twoimi darami byliby niepokonani, Aro wręcz obsesyjnie chciał cię dołączyć do swojej straży. Sądził, że po tym jak Cullenowie cię zostawili z przyjemnościa do nas dołączysz. Kto mógł się spodziewać, że jesteś w ciąży? I to z wampirem? No i pojawili się Anabell , Michael i cała reszta gotowa bronić cię za wszelką cenę. Trójca nie chciała konfliktów zwłaszcza z wampirami posiadającymi tak potężne dary. Na dodatek nauczyli cię walczyć, szpiedzy donosili, że świetnie sobie radzisz, że jesteś niepokonana. Kajusz oczywiście chciał cię zgładzić, bojąc się o swoją pozycję, lecz Aro wpadł na pewien plan. I tu wkraczam ja! Nie był to przypadek gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy w Brazylii. Miałem zdobyć twoje zaufanie, zaprzyjaznić się. Trochę to trwało, zaczynałem coś do ciebie czuć, ale ty nie potrafiłaś zapomnieć o Cullenie- tu rzucił pogardliwe spojrzenie Edwardowi- Zawsze liczył się tylko on, nie zaprzezczaj Bello. Więc skoro nie odwzajemniałaś mego uczucia postanowiłem cię zniszczyć, ciebie i wszystko co jest ci drogie. I wszyscy wiedzą, że twoim jedynym słabym punktem jest twój syn, wszystko by się udało gdyby nie ta dwójka- tym razem spojrzał na ognisko gdzie paliły się szczątki Victorii i Laurenta, tak Laurenta. Emmett zabił go i spalił.- No i to wszystko, będzie mi cię brakować Bello- z tymi słowami rzucił się na mnie, lecz nie zdążył mnie nawet tknąć, bo użyłam dary Jane i powaliłam go na ziemię, w tym czasie Jasper podszedł do niego od tyłu i oderwał mu głowę. Następnie wrzucił jego ciało do ogniska. Przez chwilę panowała cisza, potem poczułam jak oplata mnie para silnych ramion. Uniosłam głowę i spojrzałam wprost w przepełnione miłością i czułością oczy Edwarda.
- Nigdy więcej mi tego nie rób- wyszeptał do mego ucha i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Zaczekaj! Zanim mnie zabijesz, najpierw dokładniej przyjrzyj się swojemu byłemu kochasiowi, może wtedy dostrzeżesz, że nie jest tym za kogo się podaję. - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy. Odepchnęłam Jaspera., który spojrzał na mnie niezadowolony, ale nic nie powiedział.
- O czym ty mówisz? Kogo masz na myśli?- zadawałam pytania i żądałam na nie odpowiedzi. Do cholery o co tu chodzi?
- Naprawdę nie wiesz?- zaśmiał się ironicznie i spojrzał mi przez ramię.
Błyskawicznie odwróciłam się i nie mogłam wprost uwierzyć w to co widzę. Jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej? Jak mogłam mu zaufać. Jasper warczał obok mnie gotowy do obrony kierując przepełniony furią wzrok w stronę Diega, który trzymał za szyję mego serca i zasłaniał się nim jak tarczą. Głośno zawarczałam na ten widok. On tylko uśmiechnął się kpiąco i mocniej zacisnął dłonie na szyi Chrisa. Miałam przed sobą przeciwnika doświadczonego w polu walki, nie liczącego się z uczuciami innych i zabijającego bez wahania. Diego miał ponad 400 lat. I przez ten cały czas zdobywał doświadczenie w walce, mimo iż byłam świetną wojowniczką i posiadałam wiele darów, których nie mogłam użyć, bo mogłam skrzywdzić syna, nie łudziłam się, że w pojedynkę go zabiję. Cullenowie oprócz Jaspera byli dla kogoś takiego jak Diego łatwym przeciwnikiem, dlatego... O Boże! No tak! Jasper..... połączyłam się z nim telepatycznie.
- Jasper!- odezwałam się do niego w myślach. Drgnął i rozejrzał się zdezorientowany.
- Jasper! To ja Bella, możemy porozumiewać się telepatycznie. Nie daj nic po sobie poznać, po Diego się zorientuję. Rozumiesz?- zapytałam, ale nie spojrzałam w jego stronę. Swoją uwagę skupiałam na Diego, który przez cały czas patrzył mi z jakąś dziwną determinacją w oczy.
- Rozumiem. Co my teraz zrobimy? Jeśli zrobimy chodz jeden krok w jego stronę, skręci Christopherowi kark. - Jasper jak zwykle odezwał się opanowany i trzezwo myślący.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Diego jest doskonałym wojownikiem, liczy sobie ponad 400 lat. Mamy przed sobą groznego przeciwnika, dlatego musimy współpracować. Twoja rodzina nie da rady, jedynie ty i ja mamy jakieś szansę. Jak tylko Chris będzie bezpieczny atakujemy. Musimy go zgładzić.- rzekłam.
- Z przyjemnością go zabiję, nie zapominaj, że również świetnie walcze, nigdy nie zostałem pokonany i mam prawię tyle samo lat co ten laluś.- Jasper mówił do mnie, lecz nie odrywał swoich złotych oczu od przeciwnika.
- Ok, przygotuj się- rzekłam. Nasza rozmowa nie trwała więcej niż 5 sekund, ale i tak zauważyłam, że Diego niespokojnie na nas patrzy.
- Puść mego syna Diego- powiedziałam zimnym jak lód głosem- Ostrzegam cię.
- Ty? Mnie?- rozesmiał się kpiąco.- Nie zapominaj, że w rękach trzymam twój najdrogocenniejszą skarb, twoją miłość, sens twego istnienia, twojego syna. Wystarczy jeden ruch i skręcę mu tą jego bladą szyję.
- Nie słuchaj go mamo!- krzyknął Chris- Zabij tego śmiecia- rzekł patrząc mi prosto w oczy. Zrozumiałam. Po chwili Greg osunął się na ziemię i chodz zerwał się po niecałej sekundzie, to wystarczyło by Chris bezpiecznie spoczął w objęciach Esme. Ja również nie czekałam z Jasperem, z charkotem rzuciliśmy się na Grega. Udało mi się powalić go na ziemię, lecz skubany zrzucił mnie z siebie. Z hukiem upadłam na ziemię, w tym czasie Jasper z całej siły przyłożył w splot słoneczny Diegowi, który aż się zgiął z bólu. Podbiegłam do niego i kopniakiem powaliłam go na ziemię. Nie przewidziała tylko jednego, ten sukinsyn podciął mi nogi i upadłam na niego. Odwrócił nas tak, ze to ja leżałam pod nim i zaczął niebezpiecznie odchylać mi głowę. Usłyszałam nieprzyjemny dzwięk, już myślałam, ze to koniec gdy uścisk nagle zelżał a ja znalazłam się w silnych ramionach Jaspera.
- Bella!- potrząsał mną spanikowany- Nic ci nie jest? Odpowiedz!
- Cholera Jasper- warknęłam i zerwałam się na równe nogi, on spojrzał na mnie zdezorientowany. Niespodziewanie się uśmiechnęłam- Zabijmy skurwiela.
Jasper zaśmiał się. Obydwoje spojrzeliśmy w stronę Diega, który niezdarnie podnosił się z ziemi. Najwyrazniej Cullen rzucił nim gdy mnie ratował. Zaczęliśmy go okrążać, obserwowaliśmy jego ruchy. Ten jakby nigdy nic stał spokojnie, tylko napięcie mięśni zdradzało go, że jest gotowy do walki. Syknęłam i zbliżyłam się do niego, to samo zrobił Jasper. Nasz przeciwnik niespodziewanie rzucił się w moją stronę próbują powalić mnie ciosem pięści, lecz ja przygotowana na atak uchyliłam się i jego pięść wylądowała w powietrzu. Jasper nic nie zrobił, spokojnie stał i obserwował. Wiedziałam o co mu chodzi, chciał zobaczyć sposób walki Diega by potem łatwiej go pokonać. Cholera! pomyślałam gdy mocny prawy sierpowy powalił mnie na ziemię. Nie powinnam tak rozmyślać gdy toczy się walka na śmierć i życie. Wtedy Jasper przejął kontrolę, skoczył na Diega zasypując go gradem silnych uderzeń, które niestety tamten skutecznie unikał. Jasper widząc to wykonał obrót i kopnął go w klatkę piersiową. Auć! To musiało boleć pomyślałam patrząc jak ten drugi upada ciężko na ziemię. Postanowiłam się nie wtrącać, wiedziałam, że Jasper sobie poradzi. Zerknęłam przez ramię, reszta Cullenów stała za nami i przyglądała się walce. Edward miał wielką ochotę skoczyć nam na pomoc, widziałam to po jego oczach, ale powstrzymywał się. Widocznie musiał usłyszeć moją mentalną rozmowę z Jazzem. I dobrze, nie chciałam, żeby się wtrącał. Swój wzrok znów skierowałam na walczących. Okrążali się jak, wyglądali jak drapieżniki, przyczajeni, niebezpieczni i gotowi do walki. Nagle obaj skoczyli ku sobie. Zderzyli się w powietrzu, wytwarzając przy tym głośny huk, tak jakby dwa głazy zderzyły się ze sobą. Upadli na ziemię, tłukąc się bez opamiętania w steku przekleństw. U obydwu wyczytałam w oczach czystą furię, obydwaj dawali z siebie wszystko i obydwaj dążyli do zwycięstwa. Jasper zaserwował Gregowi mistrzowski cios pięścią, musiał być bardzo silny, bo usłyszałam nieprzyjemny dla ucha zgrzyt. Diego potrząsnął głową próbując się otrząsnąć i nagle roześmiał się patrząc w moją stronę. Normalnie wariat.
- Bello!- szepnął zmysłowo, a mnie przebiegł dreszcz obrzydzenia- Kochanie, naprawdę pozwolisz mu mnie zabić? Nie chcesz zrobić tego sama? No dalej skarbię! Może się boisz? - zadrwił.
- Pierdol się!- warknęłam i ruszyłam w jego stronę, ale Jasper potrząsnął głową więc się zatrzymałam.
- Oj,oj! Skąd takie brzydkie słowa biorą się u tak pięknej wampirzycy?- zacmokał- Wstydziłabyś się Bello.
Syknęłam.
- Nie chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem? Dlaczego chciałem zabić Chrisa? Ciebie?- mówił i jednocześnie unikał ciosów Jaspera.
- Jazz zaczekaj- powiedziałam. - Niech mówi.
Jasper posłusznie przestał go atakować , ale był gotowy do ataku.
- Gadaj- rozkazałam chłodno.
Ten tylko się zaśmiał.
- Skąd ten chłód kochanie?- chciał mnie sprowokować, lecz gdy zauważył, że to na mnie nie działa dał sobie spokój- No dobra, nic nie stoi na przeszkodzie, abyście się dowiedzieli prawdy. Volturii mówi ci to coś skarbie?- zaszydził a ja zesztywniałam. No oczywiście a któżyby inny?- Odkąd Cullenowie odeszli mieli się na celowniku, chcieli cie mieć w swoich szeregach. Z twoimi darami byliby niepokonani, Aro wręcz obsesyjnie chciał cię dołączyć do swojej straży. Sądził, że po tym jak Cullenowie cię zostawili z przyjemnościa do nas dołączysz. Kto mógł się spodziewać, że jesteś w ciąży? I to z wampirem? No i pojawili się Anabell , Michael i cała reszta gotowa bronić cię za wszelką cenę. Trójca nie chciała konfliktów zwłaszcza z wampirami posiadającymi tak potężne dary. Na dodatek nauczyli cię walczyć, szpiedzy donosili, że świetnie sobie radzisz, że jesteś niepokonana. Kajusz oczywiście chciał cię zgładzić, bojąc się o swoją pozycję, lecz Aro wpadł na pewien plan. I tu wkraczam ja! Nie był to przypadek gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy w Brazylii. Miałem zdobyć twoje zaufanie, zaprzyjaznić się. Trochę to trwało, zaczynałem coś do ciebie czuć, ale ty nie potrafiłaś zapomnieć o Cullenie- tu rzucił pogardliwe spojrzenie Edwardowi- Zawsze liczył się tylko on, nie zaprzezczaj Bello. Więc skoro nie odwzajemniałaś mego uczucia postanowiłem cię zniszczyć, ciebie i wszystko co jest ci drogie. I wszyscy wiedzą, że twoim jedynym słabym punktem jest twój syn, wszystko by się udało gdyby nie ta dwójka- tym razem spojrzał na ognisko gdzie paliły się szczątki Victorii i Laurenta, tak Laurenta. Emmett zabił go i spalił.- No i to wszystko, będzie mi cię brakować Bello- z tymi słowami rzucił się na mnie, lecz nie zdążył mnie nawet tknąć, bo użyłam dary Jane i powaliłam go na ziemię, w tym czasie Jasper podszedł do niego od tyłu i oderwał mu głowę. Następnie wrzucił jego ciało do ogniska. Przez chwilę panowała cisza, potem poczułam jak oplata mnie para silnych ramion. Uniosłam głowę i spojrzałam wprost w przepełnione miłością i czułością oczy Edwarda.
- Nigdy więcej mi tego nie rób- wyszeptał do mego ucha i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
niedziela, 14 kwietnia 2013
Ponowne spotkanie.
Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Słyszałam wokół tylko krzyki i sapanie wilkołaków. W jednej chwili zamierzałam rzucić się na Paula za obelgi, które kierował w stronę mojego syna, a w następnej zostałam zasłonięta przez dobrze znaną mi postać. Odgradzała mnie własnym ciałem, od wielkiej postaci wilka, który zamierzał rozerwać mnie na strzępy. Warczał głośno patrząc na mnie nienawistnym wzrokiem. Spojrzałam ponownie na mojego obrońcę. Co on do cholery tu robił? Jak się tu znalazł? I najważniejsze: Czy wie, jak jego pojawienie się tutaj wszystko skomplikuje? Ale nie miałam wiele czasu na zastanowienie się nad tymi pytaniami, ponieważ Paul rzucił się w moim kierunku z głośnym charkotem. Lecz nie zdążył nawet mnie dotknąć, ponieważ Diego odrzucił go na dobre 10 m z taką siłą, że wilk z trudem się poniósł. Diego zajął się Paulem, ja zaś przejęłam z ramion Carslia mojego syna. Spojrzałam na jego anielską twarz. Był kopią swojego ojca. Tylko oczy miał po mnie. Wielkie i ciemno brązowe. Poczułam nagle, że poruszył się w moich ramionach.
- Chris- odezwałam się - Skarbie?
Jęknął i otworzył oczy.
- Mama?- wyszeptał z niedowierzaniem.
- Tak, jestem tu- ożywiłam się i przytuliłam policzek do jego miękkich włosów.- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Strasznie się o ciebie martwiłam.
- Nic mi nie jest mamo-powiedział i spróbował się podnieść.
- Leż- powiedziałam stanowczo- Jesteś stanowczo za słaby by móc samodzielnie dotrzeć do domu. Jestem pewna, że Carslie sie ze mną zgodzi- spojrzałam na doktora.
Mój syn też na niego spojrzał i zrobił zdumioną minę.
- Dziadek?- zapytał. Ten spojrzał na niego ze wzruszeniem a na mnie ze zrozumieniem. No tak, Carslie jest bardzo inteligentny, bez trudu domyślił się prawdy. Popatrzyłam po reszcie zebranych, wilki w ludzkich postaciach patrzyły na nas z mieszanymi uczuciami, zaś Cullenowie byli kompletnie skołowani. Edward z szokiem patrzył na naszego syna. Potem popatrzył mi prosto w oczy i zobaczyłam, że ma mnóstwo pytań.
- Mamo co się stało? Jak się tu znalazłem? I co ty tutaj robisz?- Chris zasypywał mnie gradem pytań.
Już miałam odpowiedzieć gdy mój syn wykrzyknął:
- Diego?!
- Tak młody, jestem tu.- roześmiał się melodyjnie mój obrońca i kucnął obok nas. Po chwili spoważniał i dotknął ramienia Christophera- Niezłego stracha nam napędziłeś. Nic ci nie jest?
- Spokojnie, jestem tylko troche poobijany, ale przeżyję- zażartował.
Wtedy roześmialiśmy się wszyscy.
- Więc mamo- zwrócił się do mnie- Co się stało?- ponowił pytanie.
- Czułam, po prostu czułam, że coś jest nie tak. Wiedziałam, ze nie powinnam cię zostawiać, ale gdy poczułam ten ból, już wiedziałam, że cierpisz. Więc bez wahania połączyłam się telepatycznie z Rani, aby przesłała cię w te czasy, do których i mnie przeniosła. A gdy zobaczyłam cię w otoczeniu pięciu nowonarodzonych już byłam pewna, że zle postąpiłam zostawiając cię. Oczywiście rzuciłam ci się na ratunek, ale sama nie dałabym rady- oczywiście dałabym, ale wolałam nie wspominać przy Cullenach o moich darach- pomogli mi Leah, Jakob i Seath- powiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło do moich przyjaciół.
- Oni też tu są?- rozejrzał się i uśmiechnął.
Podeszli do niego, więc odsunęłam się, aby mogli się z nim przywitać.
- Aleś ty wyrósł Chris- powiedziała Leah i przytuliła go do siebie. - Cieszę się, że nic ci nie jest, bo twoja matka gotowa byłaby urządzić tu istną rzez.- zaśmiała się w moją stronę i poczochrała włosy mego syna.
- Leah!- Chris udawał zbulwersowanego- Nie jestem już dzieckiem- starał się poprawić swoje włosy, ale sprawił tylko, że były jeszcze w większym nieładzie.
- Oj dla mnie będziesz zawsze małym chłopcem-powiedział z czułością.
- Dobra koniec tych tkliwości- przerwał im Jakob- Teraz ja chce się przywitać z młodym- mówiąc to zgarnął w objęcia mego syna.
- Nie rób nam więcej takich numerów Christopher- rzekł tym razem poważnie- Śmiertelnie nas przestraszyłeś. Leah ma rację cieszmy się lepiej, że nic ci nie jest, bo twoja matka zabiłaby nas gdyby coś ci się stało na naszym terytorium. O ile udałoby jej się nas pokonać- dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
Wywróciłam tylko oczami i pokazałam mu fuka.
- Gdzie z tym do mnie co?- udał oburzenie.
- Kretyn- mruknęła Leah.
- Jak dzieci- powiedział Jared.
- Czy wy nigdy nie przestaniecie sobie dogryzać?- zapytał zmęczonym głosem Quil.
- Prędzej piekło zamarznie- powiedzieliśmy w tym samym momencie i roześmialiśmy się.
Sam pokręcił głową rozbawiony. Mój syn się roześmiał.
- Dobra koniec tych żartów, Chris musi odpocząć- powiedziałam do wszystkich. Zaraz jednak zesztywniałam, bo nie miałam przecież dokąd go zanieść, przecież nie do Charliego.
Carslie widocznie domyślił się co jest powodem mojego wahanie i powiedział:
- Bello? Chodzcie do nas, tam Chris w spokoju odpocznie, a ja będę mógł mieć na niedo oko, gdyby coś się stało.
Przez chwilę się wahałam, nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Spojrzałam na Diega, ten skinął głową.
- No dobrze pójdziemy- zwróciłam się do lekarza a on uśmiechnął się do mnie i spojrzał ma mego syna, który ciągle siedział na ziemi.
- Chodz Chris zaniosę cię- zwróciłam się do niego.
Mój syn zrobił przerażoną minę.
- O nie!- sprzeciwił się , spojrzałam na niego zdezorientowana- Na pewno nie pozwolę, aby kobieta mnie niosła a już w szczególności moja własna matka. Już wolałbym się czołgać- spojrzałam rozbawiona na Diega, który powstrzymywał śmiech. Usłyszałam również cichy śmiech pozostałych.
- Uparty jak ojciec- rzekłam i skinęłam na Diega.
Ten zrozumiał mnie i podszedł do Chrisa.
- No to hop- powiedział wesoło i bez wysiłku podniósł mojego nachmurzonego syna.- Idziemy? - zapytał.
Spojrzałam na doktora , ten pokiwał głową.
- Dziękuję za pomoc- zwróciłam się do watahy- Miło wiedzieć, że można na was zawsze polegać.
- Nie ma za co Bello, przecież wiesz, że ty i Chris jesteście dla nas jak rodzina.- powiedziała Leah.
- Dziekuje- powtórzyłam.
Skinęli głowami i po chwili zniknęli między drzewami. odwróciłam się do Cullenów, którzy przyglądali się mi. Wzrok Rosalie co chwilę lądował na Chrisie.
- No dobrze chodzmy już- powiedziałam i jednym skokiem przemierzyłam rzekę. Chwilę pózniej zrobił to Diego z moim synem w ramionach oraz Carslie. Ruszyliśmy biegiem do rezydencji Cullenów. Czułam ich wzrok na sobie. Wolałam nie zaglądać w ich myśli, chciałam dać im chwilę prywatności, aby wszystko przemyśleli. Nagle coś mnie zaniepokoiło, spojrzałam na resztę oni również stali się niespokojni i rozglądali się dookoła. Mignęła nam przed oczami czyjaś rozmazana postać, potem druga. Cholera kolejne wampiry. Stanęliśmy, od razu zasłoniłam syna własnym ciałem i przybrałam obronną pozycję. Cullenowie zrobili to samo. Postanowiłam sprawdzić myśli tych wampirów. Odczytałam z nich samą nienawiść do mnie i do Cullenów. Chcieli nas zabić, i nie przejmowali się, że jest nas więcej. Przygotowali się na smierć, ale mieli nadzieję, że zabiorą również ze sobą niektórych z nas. Nie zamierzałam na to pozwolić. Warknęłam głośno, bo wiedziałam już kto to jest. Po chwili dwie postacie stanęły przed nami, szyderczo się uśmiechając. Ponownie warknęłam.
- No proszę, proszę- zaśmiała się postać- Słynna Bella wampirem? Teraz z wielką przyjemnością cie zabiję- syknęła i rzuciła się w moją stronę. Postanowiłam użyć daru, nie chciałam ryzykować życia mego syna. Skupiłam się i walnęłam nią z całą siłą w drzewo, które złamało się pod jej ciężarem. Długo nie czekałam, zanim zdążyła się podnieść przycisnęłam ją do ziemi głośno warcząc. Wtedy na plecach poczułam oddech drugiego wampira...
- Chris- odezwałam się - Skarbie?
Jęknął i otworzył oczy.
- Mama?- wyszeptał z niedowierzaniem.
- Tak, jestem tu- ożywiłam się i przytuliłam policzek do jego miękkich włosów.- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Strasznie się o ciebie martwiłam.
- Nic mi nie jest mamo-powiedział i spróbował się podnieść.
- Leż- powiedziałam stanowczo- Jesteś stanowczo za słaby by móc samodzielnie dotrzeć do domu. Jestem pewna, że Carslie sie ze mną zgodzi- spojrzałam na doktora.
Mój syn też na niego spojrzał i zrobił zdumioną minę.
- Dziadek?- zapytał. Ten spojrzał na niego ze wzruszeniem a na mnie ze zrozumieniem. No tak, Carslie jest bardzo inteligentny, bez trudu domyślił się prawdy. Popatrzyłam po reszcie zebranych, wilki w ludzkich postaciach patrzyły na nas z mieszanymi uczuciami, zaś Cullenowie byli kompletnie skołowani. Edward z szokiem patrzył na naszego syna. Potem popatrzył mi prosto w oczy i zobaczyłam, że ma mnóstwo pytań.
- Mamo co się stało? Jak się tu znalazłem? I co ty tutaj robisz?- Chris zasypywał mnie gradem pytań.
Już miałam odpowiedzieć gdy mój syn wykrzyknął:
- Diego?!
- Tak młody, jestem tu.- roześmiał się melodyjnie mój obrońca i kucnął obok nas. Po chwili spoważniał i dotknął ramienia Christophera- Niezłego stracha nam napędziłeś. Nic ci nie jest?
- Spokojnie, jestem tylko troche poobijany, ale przeżyję- zażartował.
Wtedy roześmialiśmy się wszyscy.
- Więc mamo- zwrócił się do mnie- Co się stało?- ponowił pytanie.
- Czułam, po prostu czułam, że coś jest nie tak. Wiedziałam, ze nie powinnam cię zostawiać, ale gdy poczułam ten ból, już wiedziałam, że cierpisz. Więc bez wahania połączyłam się telepatycznie z Rani, aby przesłała cię w te czasy, do których i mnie przeniosła. A gdy zobaczyłam cię w otoczeniu pięciu nowonarodzonych już byłam pewna, że zle postąpiłam zostawiając cię. Oczywiście rzuciłam ci się na ratunek, ale sama nie dałabym rady- oczywiście dałabym, ale wolałam nie wspominać przy Cullenach o moich darach- pomogli mi Leah, Jakob i Seath- powiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło do moich przyjaciół.
- Oni też tu są?- rozejrzał się i uśmiechnął.
Podeszli do niego, więc odsunęłam się, aby mogli się z nim przywitać.
- Aleś ty wyrósł Chris- powiedziała Leah i przytuliła go do siebie. - Cieszę się, że nic ci nie jest, bo twoja matka gotowa byłaby urządzić tu istną rzez.- zaśmiała się w moją stronę i poczochrała włosy mego syna.
- Leah!- Chris udawał zbulwersowanego- Nie jestem już dzieckiem- starał się poprawić swoje włosy, ale sprawił tylko, że były jeszcze w większym nieładzie.
- Oj dla mnie będziesz zawsze małym chłopcem-powiedział z czułością.
- Dobra koniec tych tkliwości- przerwał im Jakob- Teraz ja chce się przywitać z młodym- mówiąc to zgarnął w objęcia mego syna.
- Nie rób nam więcej takich numerów Christopher- rzekł tym razem poważnie- Śmiertelnie nas przestraszyłeś. Leah ma rację cieszmy się lepiej, że nic ci nie jest, bo twoja matka zabiłaby nas gdyby coś ci się stało na naszym terytorium. O ile udałoby jej się nas pokonać- dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
Wywróciłam tylko oczami i pokazałam mu fuka.
- Gdzie z tym do mnie co?- udał oburzenie.
- Kretyn- mruknęła Leah.
- Jak dzieci- powiedział Jared.
- Czy wy nigdy nie przestaniecie sobie dogryzać?- zapytał zmęczonym głosem Quil.
- Prędzej piekło zamarznie- powiedzieliśmy w tym samym momencie i roześmialiśmy się.
Sam pokręcił głową rozbawiony. Mój syn się roześmiał.
- Dobra koniec tych żartów, Chris musi odpocząć- powiedziałam do wszystkich. Zaraz jednak zesztywniałam, bo nie miałam przecież dokąd go zanieść, przecież nie do Charliego.
Carslie widocznie domyślił się co jest powodem mojego wahanie i powiedział:
- Bello? Chodzcie do nas, tam Chris w spokoju odpocznie, a ja będę mógł mieć na niedo oko, gdyby coś się stało.
Przez chwilę się wahałam, nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Spojrzałam na Diega, ten skinął głową.
- No dobrze pójdziemy- zwróciłam się do lekarza a on uśmiechnął się do mnie i spojrzał ma mego syna, który ciągle siedział na ziemi.
- Chodz Chris zaniosę cię- zwróciłam się do niego.
Mój syn zrobił przerażoną minę.
- O nie!- sprzeciwił się , spojrzałam na niego zdezorientowana- Na pewno nie pozwolę, aby kobieta mnie niosła a już w szczególności moja własna matka. Już wolałbym się czołgać- spojrzałam rozbawiona na Diega, który powstrzymywał śmiech. Usłyszałam również cichy śmiech pozostałych.
- Uparty jak ojciec- rzekłam i skinęłam na Diega.
Ten zrozumiał mnie i podszedł do Chrisa.
- No to hop- powiedział wesoło i bez wysiłku podniósł mojego nachmurzonego syna.- Idziemy? - zapytał.
Spojrzałam na doktora , ten pokiwał głową.
- Dziękuję za pomoc- zwróciłam się do watahy- Miło wiedzieć, że można na was zawsze polegać.
- Nie ma za co Bello, przecież wiesz, że ty i Chris jesteście dla nas jak rodzina.- powiedziała Leah.
- Dziekuje- powtórzyłam.
Skinęli głowami i po chwili zniknęli między drzewami. odwróciłam się do Cullenów, którzy przyglądali się mi. Wzrok Rosalie co chwilę lądował na Chrisie.
- No dobrze chodzmy już- powiedziałam i jednym skokiem przemierzyłam rzekę. Chwilę pózniej zrobił to Diego z moim synem w ramionach oraz Carslie. Ruszyliśmy biegiem do rezydencji Cullenów. Czułam ich wzrok na sobie. Wolałam nie zaglądać w ich myśli, chciałam dać im chwilę prywatności, aby wszystko przemyśleli. Nagle coś mnie zaniepokoiło, spojrzałam na resztę oni również stali się niespokojni i rozglądali się dookoła. Mignęła nam przed oczami czyjaś rozmazana postać, potem druga. Cholera kolejne wampiry. Stanęliśmy, od razu zasłoniłam syna własnym ciałem i przybrałam obronną pozycję. Cullenowie zrobili to samo. Postanowiłam sprawdzić myśli tych wampirów. Odczytałam z nich samą nienawiść do mnie i do Cullenów. Chcieli nas zabić, i nie przejmowali się, że jest nas więcej. Przygotowali się na smierć, ale mieli nadzieję, że zabiorą również ze sobą niektórych z nas. Nie zamierzałam na to pozwolić. Warknęłam głośno, bo wiedziałam już kto to jest. Po chwili dwie postacie stanęły przed nami, szyderczo się uśmiechając. Ponownie warknęłam.
- No proszę, proszę- zaśmiała się postać- Słynna Bella wampirem? Teraz z wielką przyjemnością cie zabiję- syknęła i rzuciła się w moją stronę. Postanowiłam użyć daru, nie chciałam ryzykować życia mego syna. Skupiłam się i walnęłam nią z całą siłą w drzewo, które złamało się pod jej ciężarem. Długo nie czekałam, zanim zdążyła się podnieść przycisnęłam ją do ziemi głośno warcząc. Wtedy na plecach poczułam oddech drugiego wampira...
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Nominacja
NOMINACJA
Serdecznie dziękuję za nominację "The Versaitile Blogger" Claire z bloga
http://only-one-magical-kiss.bloog.pl , Bloody Moon z bloga http://usmiech-strachu.blogspot.com/, Kasi Nowak z bloga http://zaginiony-brat.bloog.pl oraz Isabelli z bloga www.foreverlife.crazylife.pl.
Osoba nominowana powinna:
- podziękować nominującemu,
- ujawnić siedem faktów o sobie,
- nominować 10 innych osób,
- poinformować o tym dane osoby,
Siedem faktów o mojej skromnej osobie:D
1. Uwielbiam czytac książki. ( nie lektury xd)
2. Kocham film pt: " Gra o tron" :)
3. Często dostaję głupawki w gronie przyjaciół jak i w szkole.
4.Jestem strasznym śpiochem. Gdybym mogła leżałabym cały dzień w łóżku i pisała nn na mojego bloga:P
5. Lubię zielone Frugo:)
6. Mam psa, który wabi się Demon.
7. Mam uczulenie na truskawki:( Ale i tak je jem. :D
Nominuję:
http://bella-i-mala-kopia-jego.blogspot.com/
http://renesmee-i-demetri.blog.onet.pl/
http://usmiech-strachu.blogspot.com/
http://inna-bellaswan.bloog.pl/
http://na-rozkaz-ara.blogspot.com/
http://siostryswan.blogspot.com/
http://kiss-me-or-kill-me.blogujaca.pl/
http://me-and-my-prince.blogspot.com/
http://everybody-hurts.bloog.pl/
http://pol-wampir-pol-wilkolak.blogspot.com/
Serdecznie dziękuję za nominację "The Versaitile Blogger" Claire z bloga
http://only-one-magical-kiss.bloog.pl , Bloody Moon z bloga http://usmiech-strachu.blogspot.com/, Kasi Nowak z bloga http://zaginiony-brat.bloog.pl oraz Isabelli z bloga www.foreverlife.crazylife.pl.
Osoba nominowana powinna:
- podziękować nominującemu,
- ujawnić siedem faktów o sobie,
- nominować 10 innych osób,
- poinformować o tym dane osoby,
Siedem faktów o mojej skromnej osobie:D
1. Uwielbiam czytac książki. ( nie lektury xd)
2. Kocham film pt: " Gra o tron" :)
3. Często dostaję głupawki w gronie przyjaciół jak i w szkole.
4.Jestem strasznym śpiochem. Gdybym mogła leżałabym cały dzień w łóżku i pisała nn na mojego bloga:P
5. Lubię zielone Frugo:)
6. Mam psa, który wabi się Demon.
7. Mam uczulenie na truskawki:( Ale i tak je jem. :D
Nominuję:
http://bella-i-mala-kopia-jego.blogspot.com/
http://renesmee-i-demetri.blog.onet.pl/
http://usmiech-strachu.blogspot.com/
http://inna-bellaswan.bloog.pl/
http://na-rozkaz-ara.blogspot.com/
http://siostryswan.blogspot.com/
http://kiss-me-or-kill-me.blogujaca.pl/
http://me-and-my-prince.blogspot.com/
http://everybody-hurts.bloog.pl/
http://pol-wampir-pol-wilkolak.blogspot.com/
środa, 3 kwietnia 2013
Skok w przyszłość.
Ogarniała mnie ciemność i straszny ból. Słyszałam krzyki przerażenie Cullenów nad sobą. Ktoś wziął mnie na ręce i położył na czymś miękkim, pewnie na kanapie. Carslie próbował mnie obudzić, lecz ja byłam zamknięta w swoim umyśle jak w próżni bez wyjścia. Byłam śmiertelnie przerażona, nie chodziło mi o mnie, o nie. Nie obchodził mnie ból, który czułam, przerażało mnie jego zródło. Wiedziałam, że coś złego musiało stać się mojemu synowi. Byłam z nim emocjonalnie związana, czułam jego emocje. Był dla mnie najważniejszy, a teraz wiedziałam, że musiało stać się coś złego. Już raz czułam taki ból, kiedy Renata zaatakowała Chrisa, lecz nie był on taki otumaniający. Stało się coś strasznego, a ja nie byłam tam! Zachciało mi się podróży w czasie. I po co to?! Żeby dowiedzieć się czy Cullenowie naprawdę mnie kochali. Powinnam być przy Chrisie i dbać o jego bezpieczeństwo! Coś mi mówiło, że nie powinnam zostawiać go samego, ale myślałam, ze z własnym ojcem będzie bezpieczny. A teraz co?? Leże tutaj całkowicie bezużyteczna gdy moje dziecko cierpi! Ale co takiego mogło się stać? Zaatakował ich ktoś? Natknęli się na nieprzyjazne watahy wilkołaków? Volturii wykorzystali moją nieobecność, żeby dobrać się do mojego syna? Już na samą tą mysl wpadałam we wściekłość. Jeśli to oni, wróce tam i wybije co do jednego, urządze tak rzez i nikt mnie nie powstrzyma. Aro gorzko pożałuje, jeśli skrzywdził Christofera. Musiałam jakoś uwolnić się z tego stanu i ratować moje dziecko. Powoli przebijałam się przez tą ciemność jaka mnie ogarnęła i zaczęłam słyszeć głosy rodziny Cullenów.
- Cicho! Chyba się budzi- ktoś syknął. Nie byłam pewna kto, ale wydawało mi się, że to Alice.
- Nareszcie!- usłyszałam szept pełen ulgi.
- Odsuńcie się , dajcie jej odetchnąć- spokojny głos Carslie przebił się całkowicie do mojej świadomości.
Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam zaniepokojone, ale pełne ulgi twarze. Esme głaskała mnie po włosach, a jej mąż trzymał mnie za nadgarstek.
- Bello! Oh Bello, ale nas przestraszyłaś- Alice rzuciła się na mnie, aby mnie przytulić, ale tym razem jej nie odepchnęłam. Potrzebowałam wsparcia w tej chwili, ona chyba to wyczuła, bo przytuliła mnie jeszcze mocniej.
- Co się stało Bello?- usłyszałam pytanie Carslie skierowane w moją stronę.
Od razu znalazłam się pod ostrzałem spojrzeń.
Z perspektywy Christophera
Wiele zmieniło się odkąd Cullenowie znów wkroczyli w nasze życie. Na początku czułem do nich tylko nienawiść za to jak skrzywdzili moją matkę, lecz pózniej zacząłem dostrzegać wielkie serce Esme, opanowanie i spokój Carslia, żartobliwość i siłę Emmetta, energię i pozytywną energię Alice, ciepło i troskę Rosalie, która ukrywa to pod maską chłodu i obojętności, dystans i powaga, które przedstawia Jasper, myślę, że on najbardziej byłby zdolny do poświęceń, takich jakim mama się poddała dla mnie. No i Edward, mój ... ojciec. Ta nienawiść, która buchała ze mnie płomieniami, z czasem przygasła. Wiem, że mój ojciec mnie kocha i troszczy się o mnie tak jak mama. Żałuję, że ominęło go tyle lat z naszego życia. Były oczywiście lepsze i gorsze momenty, ale zawsze trzymaliśmy się z mamą razem, bo razem jesteśmy silniejsi jak to powtarza mama. Przy niej zawsze czuję się bezpiecznie, wiem, ze nie pozwoli mnie skrzywdzić, ale czasami jej opiekuńczość przeszkadzała mi. Jestem już dorosły, no może nie do końca, bo niby wyglądam na 18 lat, ale w rzeczywistości mam tylko 10. Bella nie może tego zrozumieć, albo może raczej nie chce. Dla niej zawsze będę małym chłopczykiem. Dalej nie może pogodzić się z tym, że nie było jej przy mnie gdy Renata mnie porwała i chciała przemienić w pełni wampira. Ale to przecież nie jej wina, to ja powinienem być silniejszy i nie dać się złapać, ale na szczęście mama zdążyła mnie uratować. Wpadła w szał, nigdy jej takiej nie widziałem. Chciała rozszarpać Renatę na kawałki, ale Anabell i Greg powstrzymali ją, mówiąc, że będzie jeszcze miała okazję ją wykończyć, a teraz lepiej zrobi zajmując się mną. Dopiero wtedy się opanowała i zabrała mnie do domu. Wszyscy nade mną skakali jakbym był ze szkła, ale do cholery nie jestem dzieckiem. Przyznaję, że na początku podobało mi się to, nawet zdołałem wyłudzić od mamy prezent w postaci samochodu, jak ja ją kocham. Ale pózniej było: " Chris nie możesz jeszcze wstawać" , " Chris jesteś za słaby", " Christopher masz leżeć!" I tak w kółko. Na szczęście wujek je jakoś przekonał i w końcu dały mi spokój. Niestety tego samego dnia postanowiliśmy z wujkiem zrobić sobie mały wyścig samochodowy, by sprawdzić jak sprawuje się moje cudeńko. Pech chciał, ze podczas wyścigu wujek zajechał mi drogę i walnąłem w drzewo w ogromną siłą, mi oczywiście nic się nie stało, ale z samochodu nic nie zostało. Gdy mama i ciocie usłyszały huk wybiegły z domu. Mama od razu podbiegła do mnie i wyciągnęła z samochodu. Pózniej jej wzrok skupił się na Michaelu, bo najwyrazniej musiała odczytać z jego myśli co się stało. Z warkotem rzuciła się na niego, podczas walki zniszczyli połowę lasu, nie wspominając już o samochodzie wujka, w które mama rzuciła drzewem. Wtedy Michael też się wkurzył i walka zaczęła się na nowo, walczyliby pewnie ze sobą tak długi czas gdyby do akcji nie wkroczyli Stefano i Damon, którzy przyjechali do nas w trakcie walki. Mama oczywiście nie mogła się powstrzymać by jeszcze dopiec Michaelowi i mimo iż jego samochód był zgnieciony, mama kopnęła go tak, że walnął z hukiem w kolejne drzewo przy okazji je łamiąc. Czasem naprawdę zachowują się jak dzieci, ale wiem, że oboje byliby zdolni wskoczyć dla drugiego w ogień. Ale może na razie koniec tych wspomnień. Obecnie znajdowaliśmy się z Edwardem w jakiejś cholernej puszczy szukając sprzymierzeńców, po których wysłała nas mama. Między nami panowała cisza, nie odzywaliśmy się do siebie odkąd opuściliśmy zamek. Widziałem, ze wiele razy otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w końcu rezygnował. Może ja powinienem zacząć? Dobrze, ze moje myśli są bezpieczne. Nawet jeśli mama byłaby setki tysięcy km stąd zawsze mnie chroni. Można by powiedział, ze tak rozwinęła swój dar, że bez względu na okoliczności i miejsce tarcza wciąż jest nałożona na mnie. W końcu postanowiłem się przełamać i zacząć rozmowę:
- Ekm- odkaszlnąłem, a on spojrzał na mnie- Wyczuwasz ich myśli?- zapytałem, no brawo Chris bardziej głupiego pytania nie mogłeś zadać, i to według ciebie nazywa się zaczęcie rozmowy z własnym ojcem?
- Nie- odrzekł spokojnie ciągle na mnie patrząc, pózniej zauważyłem w jego cień troski- Jesteś zmęczony? Może przystaniemy na chwilę?- zapytał.
- Nie- odparłem- Nie jest mi potrzebny odpoczynek, dam rade- powiedziałem stanowczo patrząc mu twardo prosto w oczy. Czyżby mi się wydawało czy kąciki jego ust podniosły się delikatnie w górę?
- Oczywiście- rzekł niewinnie- Jesteś tak samo uparty jak twoja matka- powiedział z uśmiechem.
O tak byłem uparty, gdy wyznaczyłem sobie jakiś cel za wszelką cenę dążyłem do jego zdobycia.
- Chyba tak- odrzekłem po chwili- Ale mama jest dużo bardziej uparta ode mnie, trudno ją do czegoś przekonać. Niewielu się na to odważa, boją się, zresztą nie dziwie się mama ze swoimi darami jest nie do pokonania. Tylko Michael nie boi się kłócić z mamą, mimo iż te ich rozmowy często kończą się walka. - powiedziałem patrząc na niego.
Zauważyłem, że zmarszczył brwi.
- Kim jest Michael dla Belli?- zapytał z pozoru spokojnie, ale nie zdołał do końca opanować swojego głosu i wiedziałem, ze moja odpowiedz jest dla niego bardzo ważna. Ale nie mogłem się powstrzymać roześmiałem się głośno. On myśli, ze mama i Michael? Fuuu Edward popatrzył na mnie zdziwiony.
- Przepraszam- wykrztusiłem pomiędzy napadami śmiechu.- Mama i Michael są tylko przyjaciółmi. Wujek był zawsze przy nas i nam pomaga. Ale oni kochają się jak rodzeństwo, nic więcej.- wytłumaczyłem.
Zauważyłem ulgę w jego oczach chodz starał się ją ukryć. Nagle zauważyłem , że cały zesztywniał. Nim zdążyłem zapytać o co chodzi, przemieścił się tak, ze byłem ukryty za jego plecami.
- Tato?- zapytałem cicho- O co chodzi?.
- Słyszę i wyczuwam pięciu nowo narodzonych, zmierzają prosto w naszą stronę.- wytłumaczył mi, starał się by jego głos brzmiał spokojnie, ale wyczuwałem w nim strach i zdenerwowanie. Strach o mnie.
Zawarczał głośno gdy przed nami zjawiło się pięciu nowo narodzonych, którzy od razu przyjęli pozycję do ataku. Warkneli i ruszyli w naszą stronę, nie było czasu na wymyślenie jakiegoś planu działania. Walka zaczęła się. Tata walczył z trzema wampirami na raz, niezle sobie radził, czego nie można powiedzieć o mnie. Zadawałem ciosy tak jak nauczył mnie Greg, ale wtedy to była na niby i to w dodatku z wujkiem, który nie skrzywdziłby mnie. A teraz dwóch silniejszych nowo narodzonych chce mnie zabić. Udało mi się jednego powalić na ziemię, ale wtedy nie zauważyłem jak ten drugi chwyta mnie za szyję i rzuca o drzewo. Poczułem ogromny ból w całym ciele. Usłyszałem również rozpaczliwy krzyk mego ojca, który chciał się do mnie przedostać. Ostatnie co zobaczyłem to pochylającego się nade mną wampira.
Z perspektywy Belli
Po pytaniu Carslie zapanowała cisza, wiedziałem że wszyscy czekają na odpowiedz. Miałam już coś powiedzieć gdy znowu poczułam straszny ból. Złapałam się za brzuch a Cullenowie od razu do mnie doskoczyli pytając co się dzieję.
- Bądzcie przez chwilę cicho!- krzyknęłam a oni posłusznie zamilkli- Muszę się skoncentrować- powiedziałam zrozpaczona. Myślałam teraz tylko o syna, on cierpi. Spróbowałam telepatycznie połączyć się z Rani, z szamanką , ale nie wiedziałam czy mi się uda, bo byłam strasznie osłabiona. Ale próbowałam dalej" Rani jeśli mnie słyszysz, zrób coś mój syn cierpi, a ja nie mogę przenieść się znowu w przyszłość, bo jestem za słaba, błagam cię, ratuj go" przesłałam do jej myśli. Kiwałam się w przód i w tył przez kilka minut, myśląc o tym ,że jeśli coś się stanie Chrisowi nie będę miała po co żyć. Po woli odzyskiwałam siły. Czułam jak ktoś głaszcze mnie po plecach, a ktoś inny przytula, to były kobiece ręce. Nagle usłyszałam zrozpaczony głos mojego syna w głowie. Był niedaleko i wołał mnie na pomoc. Skoczyłam w wampirzym tempie na nogi, wszyscy popatrzyli na mnie niezrozumiałym wzrokiem, ale nie przejmowałam się tym, tylko jak szalona wypadłam z ich salonu podążając za zapachem syn. Czułam ich obecność, biegli dokładnie za mną. Zbliżaliśmy się do terytorium wilków, a to co tam zobaczyłam wstrząsnęło mną do głębi. Pięciu wampirów pochylało się nad moim nieprzytomnym synem. Warknęłam głośno rozwścieczona a oni spojrzeli w moim kierunku i uśmiechnęło się mściwie, najwyrazniej wiedzieli kim jestem. Jeden pochylił się nad szyją mojego syna, a ja w tym samym czasie jednym susem przeskoczyłam rzeką rzucając się na niego, odepchnęłam go z całej siły tak, że poleciał na drzewo łamiąc je. W tym czasie reszta rzuciła się na mnie, widziałam przerażenia na twarzach Cullenów, którzy znajdowali się po drugiej stronie rzeki, ponieważ nie mogli wejść na terytorium wilkołaków. Edward rzucił się w moją stronę, ale Jasper złapał go mocno za ramię zatrzymując go. I dobrze, nie potrzebne mi jeszcze konflikty między Cullenami a wilkami. Jeden z wampirów złapał mnie za szyją a po zostali za ręce. A ten, którego odepchnęłam zbliżał się do mnie z zamiarem zabicia mnie, na nieszczęście dla niego stanął dokładnie na przeciw mnie a ja korzystając z tego, że moje nogi były wolne złamałam mu w ciągu sekundy kark. Na chwilę zapanowała cisza, najwyrazniej wszystkich zszokowałam, ale to dało mi szansę na wyrwanie się z ich szponów i udało mi się. Odepchnęłam ich i stanęłam przed moim synem w obronnej pozycji głośno warcząc. Ruszyli w moim kierunku, ale nagle zatrzymali się. Usłyszeli bowiem to co ja. Tupot wilczych łap. Po sekundzie byli już na miejscu, Leah, Jakob i Seath. Spojrzenie moje i Leah skrzyżowały się i ujrzałam w nich nie nienawiść, ale troskę i siostrzaną miłość i wiedziałam już, ze oni wiedzą. Że pamiętają. Nie obchodziło mnie na razie jakim cudem, pózniej przyjdzie pora na pytania i odpowiedzi, teraz ważniejsze było zabicie tych śmieci, którzy ośmielili się podnieść rękę na mego syna. Mając swoich przyjaciół przy boku czułam się bezpiecznie i pewnie, ale Cullenowie najwyrazniej nie podzielali mojego entuzjazmu, patrzyli ze strachem to na wilki to na mnie, pewnie myśleli, że już po mnie. Nic bardziej mylnego. Uśmiechnęłam się szeroko i rzekłam do Seatha:
- Zostań przy Chrisie.
Skinął głową i zajął moje miejsce, ja natomiast stanęłam obok Jake i Leah. Przyjęliśmy pozycje do ataku i ruszyliśmy na wampiry. Skoczyłam na pierwszego, starał się mnie chwycić w uścisk, żeby mnie zmiażdżyć, ale ja nie po to tyle trenowałam, żeby dać pokonać się jakiemuś nędznemu wampirowi. Nie zauważył nawet jak znalazłam się za jego plecami, bez ceregieli oderwałam mu głowę a potem rozczłonkowałam. Zobaczyłam jak reszta sobie radzi, Leah właśnie kończyła ze swoim przeciwnikiem a Jakob posyłał na drzewo kolejnego. Zaniepokoiło mnie jednak coś innego, zapomnieliśmy o istnieniu piątego wampira, który podczas walki schował się za zaroślami a teraz zmierzał w stronę mego syna, rzuciłam się w ich stronę, ale na szczęście Seath dzielnie bronił Chrisa. Skoczył na wampira i po krótkiej szarpaninie oderwał mu głowę. Ja zaś zajęłam się rozpalaniem ogniska, powrzucaliśmy tam szczątku wampirów. Na miejscu bitwy po chwili pojawili się pozostali członkowie watahy, Sam spojrzał na nas, pózniej na ognisko a na końcu na mego syna przy, którym właśnie kucałam. Nie odzyskał jeszcze przytomności i to mnie martwiło, na jego ciele zauważyłam liczne zadrapania i warknęłam na ten widok.
- Chris- delikatnie dotknęłam jego policzka- Skarbie obudz się.- powiedziałam cicho, ale on się nie poruszył. Słyszałam powolne bicie jego serca i się przestraszyłam.
- Carslie- zawołałam spanikowana, on spojrzała na mnie. Wydawał się najbardziej z nich wszystkich opanowany.- Pomóż mu- powiedziałam błagalnie. Skinął głową, ale po chwili zatrzymał się i spojrzał na wilki. Wiedziałam o co chodzi.
- Sam- zwróciłam się do przywódcy, który był już w ludzkiej postaci podobnie jak reszta,- Pozwól mu przejść.
-Doktorze niech pan zajmie się Chrisem- powiedział poważnie Sam.
Po chwili Carslie był już przy mnie i moim synu.
-Co mu jest?- zapytałam go, patrząc jak bada mego syna.
- Bello nie bede mógł nic zrobić jeśli nie powiesz kim jest ten chłopak, a raczej do jakiego gatunku należy- rzekł patrząc mu prosto w oczy.
-Chris jest hybrydą, pół wampirem pół człowiekiem. Jest nieśmiertelny, ale nie tak nie czuły na rany jak prawdziwy wampir. Żywi się krwią ale także ludzkim jedzeniem. - wyjaśniłam.
- Interesujące. Nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem. Myślę po prostu, że Chris jest po prostu wycieńczony i obolały, dlatego nie odzyskał jeszcze przytomności. Jego organizm musi się zregenerować, ale nic mu nie będzie.- rzekł spokojnie.
- Uff- odetchnęłam z ulgą- Dziękuje Carslie- zwróciłam się do doktora. On tylko uśmiechnął się delikatnie.
- Kim jest ten chłopak dla ciebie Bello? A raczej dla was?- zapytał po chwili gdy ja w tym czasie tuliłam syna do piersi.
Nim zdążyłam odpowiedzieć usłyszeliśmy drwiący śmiech. Odwróciłam głowę. Paul. Oczywiście. Któżby inny?
- Masz jakiś problem Paul?- warknęłam.
- Tak. Ty jesteś moim problemem i ten bachor. Jesteśmy wrogami, a prowadzimy sobie jakąś rozmowę jakbyśmy byli na jakiejś pieprzonej herbatce.- syknął.
- Spokój Paul- nakazał Sam, ale on go zignorował. Podchodził do mnie coraz bliżej.
- Nie zamierzam tego tolerować. Ten mutant powinien nie żyć, nie potrzeba nam tu mieszańców- wskazał na mego syna.
Tym razem się wkurzyłam, przekazałam syna w ręce doktora i wstałam.
- Uważaj na słowa zapchlony kundlu!- warknęłam.
Widziałam jak przechodzą go dreszcze.
- Nie będę słuchał pijawki i jej bękarta- syknął w moją stronę.
Tym razem przegiął, ten pies nie będzie obrażał mojego syna. Głośno i groznie zawarczałam. On w tym momencie zmienił się w wilka. Już zamierzaliśmy skoczyć sobie do gardeł gdy przede mną wyrosła jakaś postać ,chroniąc mnie.
- Cicho! Chyba się budzi- ktoś syknął. Nie byłam pewna kto, ale wydawało mi się, że to Alice.
- Nareszcie!- usłyszałam szept pełen ulgi.
- Odsuńcie się , dajcie jej odetchnąć- spokojny głos Carslie przebił się całkowicie do mojej świadomości.
Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam zaniepokojone, ale pełne ulgi twarze. Esme głaskała mnie po włosach, a jej mąż trzymał mnie za nadgarstek.
- Bello! Oh Bello, ale nas przestraszyłaś- Alice rzuciła się na mnie, aby mnie przytulić, ale tym razem jej nie odepchnęłam. Potrzebowałam wsparcia w tej chwili, ona chyba to wyczuła, bo przytuliła mnie jeszcze mocniej.
- Co się stało Bello?- usłyszałam pytanie Carslie skierowane w moją stronę.
Od razu znalazłam się pod ostrzałem spojrzeń.
Z perspektywy Christophera
Wiele zmieniło się odkąd Cullenowie znów wkroczyli w nasze życie. Na początku czułem do nich tylko nienawiść za to jak skrzywdzili moją matkę, lecz pózniej zacząłem dostrzegać wielkie serce Esme, opanowanie i spokój Carslia, żartobliwość i siłę Emmetta, energię i pozytywną energię Alice, ciepło i troskę Rosalie, która ukrywa to pod maską chłodu i obojętności, dystans i powaga, które przedstawia Jasper, myślę, że on najbardziej byłby zdolny do poświęceń, takich jakim mama się poddała dla mnie. No i Edward, mój ... ojciec. Ta nienawiść, która buchała ze mnie płomieniami, z czasem przygasła. Wiem, że mój ojciec mnie kocha i troszczy się o mnie tak jak mama. Żałuję, że ominęło go tyle lat z naszego życia. Były oczywiście lepsze i gorsze momenty, ale zawsze trzymaliśmy się z mamą razem, bo razem jesteśmy silniejsi jak to powtarza mama. Przy niej zawsze czuję się bezpiecznie, wiem, ze nie pozwoli mnie skrzywdzić, ale czasami jej opiekuńczość przeszkadzała mi. Jestem już dorosły, no może nie do końca, bo niby wyglądam na 18 lat, ale w rzeczywistości mam tylko 10. Bella nie może tego zrozumieć, albo może raczej nie chce. Dla niej zawsze będę małym chłopczykiem. Dalej nie może pogodzić się z tym, że nie było jej przy mnie gdy Renata mnie porwała i chciała przemienić w pełni wampira. Ale to przecież nie jej wina, to ja powinienem być silniejszy i nie dać się złapać, ale na szczęście mama zdążyła mnie uratować. Wpadła w szał, nigdy jej takiej nie widziałem. Chciała rozszarpać Renatę na kawałki, ale Anabell i Greg powstrzymali ją, mówiąc, że będzie jeszcze miała okazję ją wykończyć, a teraz lepiej zrobi zajmując się mną. Dopiero wtedy się opanowała i zabrała mnie do domu. Wszyscy nade mną skakali jakbym był ze szkła, ale do cholery nie jestem dzieckiem. Przyznaję, że na początku podobało mi się to, nawet zdołałem wyłudzić od mamy prezent w postaci samochodu, jak ja ją kocham. Ale pózniej było: " Chris nie możesz jeszcze wstawać" , " Chris jesteś za słaby", " Christopher masz leżeć!" I tak w kółko. Na szczęście wujek je jakoś przekonał i w końcu dały mi spokój. Niestety tego samego dnia postanowiliśmy z wujkiem zrobić sobie mały wyścig samochodowy, by sprawdzić jak sprawuje się moje cudeńko. Pech chciał, ze podczas wyścigu wujek zajechał mi drogę i walnąłem w drzewo w ogromną siłą, mi oczywiście nic się nie stało, ale z samochodu nic nie zostało. Gdy mama i ciocie usłyszały huk wybiegły z domu. Mama od razu podbiegła do mnie i wyciągnęła z samochodu. Pózniej jej wzrok skupił się na Michaelu, bo najwyrazniej musiała odczytać z jego myśli co się stało. Z warkotem rzuciła się na niego, podczas walki zniszczyli połowę lasu, nie wspominając już o samochodzie wujka, w które mama rzuciła drzewem. Wtedy Michael też się wkurzył i walka zaczęła się na nowo, walczyliby pewnie ze sobą tak długi czas gdyby do akcji nie wkroczyli Stefano i Damon, którzy przyjechali do nas w trakcie walki. Mama oczywiście nie mogła się powstrzymać by jeszcze dopiec Michaelowi i mimo iż jego samochód był zgnieciony, mama kopnęła go tak, że walnął z hukiem w kolejne drzewo przy okazji je łamiąc. Czasem naprawdę zachowują się jak dzieci, ale wiem, że oboje byliby zdolni wskoczyć dla drugiego w ogień. Ale może na razie koniec tych wspomnień. Obecnie znajdowaliśmy się z Edwardem w jakiejś cholernej puszczy szukając sprzymierzeńców, po których wysłała nas mama. Między nami panowała cisza, nie odzywaliśmy się do siebie odkąd opuściliśmy zamek. Widziałem, ze wiele razy otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w końcu rezygnował. Może ja powinienem zacząć? Dobrze, ze moje myśli są bezpieczne. Nawet jeśli mama byłaby setki tysięcy km stąd zawsze mnie chroni. Można by powiedział, ze tak rozwinęła swój dar, że bez względu na okoliczności i miejsce tarcza wciąż jest nałożona na mnie. W końcu postanowiłem się przełamać i zacząć rozmowę:
- Ekm- odkaszlnąłem, a on spojrzał na mnie- Wyczuwasz ich myśli?- zapytałem, no brawo Chris bardziej głupiego pytania nie mogłeś zadać, i to według ciebie nazywa się zaczęcie rozmowy z własnym ojcem?
- Nie- odrzekł spokojnie ciągle na mnie patrząc, pózniej zauważyłem w jego cień troski- Jesteś zmęczony? Może przystaniemy na chwilę?- zapytał.
- Nie- odparłem- Nie jest mi potrzebny odpoczynek, dam rade- powiedziałem stanowczo patrząc mu twardo prosto w oczy. Czyżby mi się wydawało czy kąciki jego ust podniosły się delikatnie w górę?
- Oczywiście- rzekł niewinnie- Jesteś tak samo uparty jak twoja matka- powiedział z uśmiechem.
O tak byłem uparty, gdy wyznaczyłem sobie jakiś cel za wszelką cenę dążyłem do jego zdobycia.
- Chyba tak- odrzekłem po chwili- Ale mama jest dużo bardziej uparta ode mnie, trudno ją do czegoś przekonać. Niewielu się na to odważa, boją się, zresztą nie dziwie się mama ze swoimi darami jest nie do pokonania. Tylko Michael nie boi się kłócić z mamą, mimo iż te ich rozmowy często kończą się walka. - powiedziałem patrząc na niego.
Zauważyłem, że zmarszczył brwi.
- Kim jest Michael dla Belli?- zapytał z pozoru spokojnie, ale nie zdołał do końca opanować swojego głosu i wiedziałem, ze moja odpowiedz jest dla niego bardzo ważna. Ale nie mogłem się powstrzymać roześmiałem się głośno. On myśli, ze mama i Michael? Fuuu Edward popatrzył na mnie zdziwiony.
- Przepraszam- wykrztusiłem pomiędzy napadami śmiechu.- Mama i Michael są tylko przyjaciółmi. Wujek był zawsze przy nas i nam pomaga. Ale oni kochają się jak rodzeństwo, nic więcej.- wytłumaczyłem.
Zauważyłem ulgę w jego oczach chodz starał się ją ukryć. Nagle zauważyłem , że cały zesztywniał. Nim zdążyłem zapytać o co chodzi, przemieścił się tak, ze byłem ukryty za jego plecami.
- Tato?- zapytałem cicho- O co chodzi?.
- Słyszę i wyczuwam pięciu nowo narodzonych, zmierzają prosto w naszą stronę.- wytłumaczył mi, starał się by jego głos brzmiał spokojnie, ale wyczuwałem w nim strach i zdenerwowanie. Strach o mnie.
Zawarczał głośno gdy przed nami zjawiło się pięciu nowo narodzonych, którzy od razu przyjęli pozycję do ataku. Warkneli i ruszyli w naszą stronę, nie było czasu na wymyślenie jakiegoś planu działania. Walka zaczęła się. Tata walczył z trzema wampirami na raz, niezle sobie radził, czego nie można powiedzieć o mnie. Zadawałem ciosy tak jak nauczył mnie Greg, ale wtedy to była na niby i to w dodatku z wujkiem, który nie skrzywdziłby mnie. A teraz dwóch silniejszych nowo narodzonych chce mnie zabić. Udało mi się jednego powalić na ziemię, ale wtedy nie zauważyłem jak ten drugi chwyta mnie za szyję i rzuca o drzewo. Poczułem ogromny ból w całym ciele. Usłyszałem również rozpaczliwy krzyk mego ojca, który chciał się do mnie przedostać. Ostatnie co zobaczyłem to pochylającego się nade mną wampira.
Z perspektywy Belli
Po pytaniu Carslie zapanowała cisza, wiedziałem że wszyscy czekają na odpowiedz. Miałam już coś powiedzieć gdy znowu poczułam straszny ból. Złapałam się za brzuch a Cullenowie od razu do mnie doskoczyli pytając co się dzieję.
- Bądzcie przez chwilę cicho!- krzyknęłam a oni posłusznie zamilkli- Muszę się skoncentrować- powiedziałam zrozpaczona. Myślałam teraz tylko o syna, on cierpi. Spróbowałam telepatycznie połączyć się z Rani, z szamanką , ale nie wiedziałam czy mi się uda, bo byłam strasznie osłabiona. Ale próbowałam dalej" Rani jeśli mnie słyszysz, zrób coś mój syn cierpi, a ja nie mogę przenieść się znowu w przyszłość, bo jestem za słaba, błagam cię, ratuj go" przesłałam do jej myśli. Kiwałam się w przód i w tył przez kilka minut, myśląc o tym ,że jeśli coś się stanie Chrisowi nie będę miała po co żyć. Po woli odzyskiwałam siły. Czułam jak ktoś głaszcze mnie po plecach, a ktoś inny przytula, to były kobiece ręce. Nagle usłyszałam zrozpaczony głos mojego syna w głowie. Był niedaleko i wołał mnie na pomoc. Skoczyłam w wampirzym tempie na nogi, wszyscy popatrzyli na mnie niezrozumiałym wzrokiem, ale nie przejmowałam się tym, tylko jak szalona wypadłam z ich salonu podążając za zapachem syn. Czułam ich obecność, biegli dokładnie za mną. Zbliżaliśmy się do terytorium wilków, a to co tam zobaczyłam wstrząsnęło mną do głębi. Pięciu wampirów pochylało się nad moim nieprzytomnym synem. Warknęłam głośno rozwścieczona a oni spojrzeli w moim kierunku i uśmiechnęło się mściwie, najwyrazniej wiedzieli kim jestem. Jeden pochylił się nad szyją mojego syna, a ja w tym samym czasie jednym susem przeskoczyłam rzeką rzucając się na niego, odepchnęłam go z całej siły tak, że poleciał na drzewo łamiąc je. W tym czasie reszta rzuciła się na mnie, widziałam przerażenia na twarzach Cullenów, którzy znajdowali się po drugiej stronie rzeki, ponieważ nie mogli wejść na terytorium wilkołaków. Edward rzucił się w moją stronę, ale Jasper złapał go mocno za ramię zatrzymując go. I dobrze, nie potrzebne mi jeszcze konflikty między Cullenami a wilkami. Jeden z wampirów złapał mnie za szyją a po zostali za ręce. A ten, którego odepchnęłam zbliżał się do mnie z zamiarem zabicia mnie, na nieszczęście dla niego stanął dokładnie na przeciw mnie a ja korzystając z tego, że moje nogi były wolne złamałam mu w ciągu sekundy kark. Na chwilę zapanowała cisza, najwyrazniej wszystkich zszokowałam, ale to dało mi szansę na wyrwanie się z ich szponów i udało mi się. Odepchnęłam ich i stanęłam przed moim synem w obronnej pozycji głośno warcząc. Ruszyli w moim kierunku, ale nagle zatrzymali się. Usłyszeli bowiem to co ja. Tupot wilczych łap. Po sekundzie byli już na miejscu, Leah, Jakob i Seath. Spojrzenie moje i Leah skrzyżowały się i ujrzałam w nich nie nienawiść, ale troskę i siostrzaną miłość i wiedziałam już, ze oni wiedzą. Że pamiętają. Nie obchodziło mnie na razie jakim cudem, pózniej przyjdzie pora na pytania i odpowiedzi, teraz ważniejsze było zabicie tych śmieci, którzy ośmielili się podnieść rękę na mego syna. Mając swoich przyjaciół przy boku czułam się bezpiecznie i pewnie, ale Cullenowie najwyrazniej nie podzielali mojego entuzjazmu, patrzyli ze strachem to na wilki to na mnie, pewnie myśleli, że już po mnie. Nic bardziej mylnego. Uśmiechnęłam się szeroko i rzekłam do Seatha:
- Zostań przy Chrisie.
Skinął głową i zajął moje miejsce, ja natomiast stanęłam obok Jake i Leah. Przyjęliśmy pozycje do ataku i ruszyliśmy na wampiry. Skoczyłam na pierwszego, starał się mnie chwycić w uścisk, żeby mnie zmiażdżyć, ale ja nie po to tyle trenowałam, żeby dać pokonać się jakiemuś nędznemu wampirowi. Nie zauważył nawet jak znalazłam się za jego plecami, bez ceregieli oderwałam mu głowę a potem rozczłonkowałam. Zobaczyłam jak reszta sobie radzi, Leah właśnie kończyła ze swoim przeciwnikiem a Jakob posyłał na drzewo kolejnego. Zaniepokoiło mnie jednak coś innego, zapomnieliśmy o istnieniu piątego wampira, który podczas walki schował się za zaroślami a teraz zmierzał w stronę mego syna, rzuciłam się w ich stronę, ale na szczęście Seath dzielnie bronił Chrisa. Skoczył na wampira i po krótkiej szarpaninie oderwał mu głowę. Ja zaś zajęłam się rozpalaniem ogniska, powrzucaliśmy tam szczątku wampirów. Na miejscu bitwy po chwili pojawili się pozostali członkowie watahy, Sam spojrzał na nas, pózniej na ognisko a na końcu na mego syna przy, którym właśnie kucałam. Nie odzyskał jeszcze przytomności i to mnie martwiło, na jego ciele zauważyłam liczne zadrapania i warknęłam na ten widok.
- Chris- delikatnie dotknęłam jego policzka- Skarbie obudz się.- powiedziałam cicho, ale on się nie poruszył. Słyszałam powolne bicie jego serca i się przestraszyłam.
- Carslie- zawołałam spanikowana, on spojrzała na mnie. Wydawał się najbardziej z nich wszystkich opanowany.- Pomóż mu- powiedziałam błagalnie. Skinął głową, ale po chwili zatrzymał się i spojrzał na wilki. Wiedziałam o co chodzi.
- Sam- zwróciłam się do przywódcy, który był już w ludzkiej postaci podobnie jak reszta,- Pozwól mu przejść.
-Doktorze niech pan zajmie się Chrisem- powiedział poważnie Sam.
Po chwili Carslie był już przy mnie i moim synu.
-Co mu jest?- zapytałam go, patrząc jak bada mego syna.
- Bello nie bede mógł nic zrobić jeśli nie powiesz kim jest ten chłopak, a raczej do jakiego gatunku należy- rzekł patrząc mu prosto w oczy.
-Chris jest hybrydą, pół wampirem pół człowiekiem. Jest nieśmiertelny, ale nie tak nie czuły na rany jak prawdziwy wampir. Żywi się krwią ale także ludzkim jedzeniem. - wyjaśniłam.
- Interesujące. Nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem. Myślę po prostu, że Chris jest po prostu wycieńczony i obolały, dlatego nie odzyskał jeszcze przytomności. Jego organizm musi się zregenerować, ale nic mu nie będzie.- rzekł spokojnie.
- Uff- odetchnęłam z ulgą- Dziękuje Carslie- zwróciłam się do doktora. On tylko uśmiechnął się delikatnie.
- Kim jest ten chłopak dla ciebie Bello? A raczej dla was?- zapytał po chwili gdy ja w tym czasie tuliłam syna do piersi.
Nim zdążyłam odpowiedzieć usłyszeliśmy drwiący śmiech. Odwróciłam głowę. Paul. Oczywiście. Któżby inny?
- Masz jakiś problem Paul?- warknęłam.
- Tak. Ty jesteś moim problemem i ten bachor. Jesteśmy wrogami, a prowadzimy sobie jakąś rozmowę jakbyśmy byli na jakiejś pieprzonej herbatce.- syknął.
- Spokój Paul- nakazał Sam, ale on go zignorował. Podchodził do mnie coraz bliżej.
- Nie zamierzam tego tolerować. Ten mutant powinien nie żyć, nie potrzeba nam tu mieszańców- wskazał na mego syna.
Tym razem się wkurzyłam, przekazałam syna w ręce doktora i wstałam.
- Uważaj na słowa zapchlony kundlu!- warknęłam.
Widziałam jak przechodzą go dreszcze.
- Nie będę słuchał pijawki i jej bękarta- syknął w moją stronę.
Tym razem przegiął, ten pies nie będzie obrażał mojego syna. Głośno i groznie zawarczałam. On w tym momencie zmienił się w wilka. Już zamierzaliśmy skoczyć sobie do gardeł gdy przede mną wyrosła jakaś postać ,chroniąc mnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)