-AAAAAAAAAAAAA!!!- krzyk Alice rozniósł się po całym zamku. Zostawiłam ledwo żywą Renatę i pobiegłam do pokoju mojej najlepszej przyjaciółki z przeszłości. Anabell i Elena postąpiły tak samo z parą piekielnych blizniąt. Wpadłam do jej pokoju, prawie wyrywając drzwi z zawiasów. Moim oczom ukazał się straszny widok, Alice miała nieprzytomne oczy i wiła się po podłodze jakby ją ktoś torturował, Jasper próbował wybudzić z transu ukochaną, ale nie dawał rady. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
-Alice! Alice! Już dobrze. Uspokój się- potrząsałam nią. Widziałam przerażenie w oczach Jazza, bał się o Alice.
Nagle moja niedoszła szwagierka otworzyła oczy i złapał mnie za rękę ściskając ją z ogromną siłą.
- Bello, John zmienił zdanie! Zaatakują nas za dwa dni. Zebrał potężną armię, widziałam część z naszej walki. To bedzie rzez, słyszysz?! Rzez! - Alice wręcz wrzeszczała.
Zesztywniałam po jej słowach. Mamy mało czasu, tak mało czasu. Problem z Renatą zszedł na drugi plan, tą idiotką będę musiała zająć się pózniej, a teraz najważniejsze było wygranie bitwy.
- Muszę powiadomić resztę!- powiedziałam i pobiegłam do głownej sali. Dziewczyny pobiegły za mną.
- Aro!- krzyknęłam. Ten zwrócił na mnie swój wzrok, zauważyłam że był zdenerwowany, widocznie słyszał słowa Alice. Teraz wszyscy znajdowali się w sali, Cullenowie, Salvadorowie, Caroline, straż Volturich i moja rodzina.
- Tak Bello, już wiemy. Mamy bardzo mało czasu, będziesz musiała już dziś zebrać całą armię. Musimy być gotowi na wszystko, ufam ci- po słowach Aro usłyszałam warknięcie. Hmmm Kajusz... pewnie nie podobało mu się jakim zaufaniem daży mnie Aro, pfff....
- Dobrze, od razu zabieram się do pracy. będziemy musieli podzielić się na grupy i wyruszyć na poszukiwanie wsparcia. - rzekłam.
Wszyscy się ze mną zgodzili.
- Więc Carslie- zwróciłam się do głowy rodziny Cullenów- Tobie i Esmme zostawiam rodzinę z Denali, Kate bardzo by się nam przydała, ma świetny dar.
- Oczywiście, od razu ruszmy- złapał Esmme za rękę i wybiegł z sali.
- Rosalie i Emmet wy wyruszycie do Egiptu. Tam obecnie znajduje się Benjamin z Tia, powiedzcie mu, że bedzie miał okazję mi się odwdzięczyć. - zaśmiałam się cicho- Alice i Jasper wy ruszycie poprosić amazonki o wsparcie, Zafrina z pewnością się zgodzi, od dawna miała ochotę na jakąś bitwę.- po moich słowach wybiegli z sali.
- Chris- zawołałam syna.
Pojawił się przy moim boku z delikatnym uśmiechem.
- Wiesz że nigdy bym cię nie zostawiła, ale muszę cię prosić byś razem z Edwardem wyruszył na poszukiwanie Garetta oraz Petera i Charlotte- powiedziałam, widziałam zaskoczenie na twarzach zebranych. Nigdy nie opuszczałam syna, było ty zbyt niebezpieczne, ale teraz nie mam wyjścia. Zresztą przy Edwardzie nic mu nie grozi.
- Mamo nie jestem małym dzieckiem, nie musisz się o mnie martwić. Umiem o siebie zadbać.- przytulił mnie do siebie... mój kochany synek.
- Wiem, ale dla mnie zawsze bedziesz moim mały synkiem- powiedziała z czułością, zauważyłam że Edward patrzy na nas z rozczuleniem, ale nie mogłam teraz nad tym myśleć .
- Oj mamo...- popatrzył na mnie z uśmiechem.
- No dobra, ruszajcie już.- rzekłam- Pilnuj go - rozkazałam Edwardowi.
Skinął głową i po chwili już ich nie było..
- Dobra, wy- zwróciłam się do Salvadorów, czyli Stefano, Damona, Eleny i Caroline- wezmiecie na siebie Shiobian i Liama, mają doswiadczenie w walce, ,mam nadzieję że się zgodzą- rzekłam.
-Zas wy- tu zwróciłam się do Anabell i Grega- Postarajcie się odnalezs Alistaira, prawdopodobnie odmówi, ale przekażcie mu, że jeśli nie jest tchórzem, lepiej żeby się stawił.- warknęłam.
- Diego, Michael i ty Ethan ściągniecie tu Randalla.- powiedziałam do nich, widziałam, że chcą zaprotestować, zresztą nie dziwię im sie, Randall był najbardziej pojebanym i najgrozniejszym wampirem jakiego znam. Gdy wpadał w szał był niepokonany, nie żebym kiedykolwiek z nim walczyła, ale byłam tego śwadkiem.- Cicho! Ruszajcie dupy! mamy mało czasu.- wkurzeni wybiegli z sali.
- Bello a ty kogo do nas sprowadzisz?- usłyszałam pytanie Aro.
- Ja wybiorę się do La Push, pogadać z wilkami - wycharczałam.
Przywódca wampirów nie mogł powstrzymać uśmiechu satysfakcji.