środa, 1 maja 2013

Martwy wróg.

Po tym jak rzuciłam Victorią o ziemię za pomocą jednego z moich darów, spojrzałam na syna upewniając się czy jest bezpieczny następnie skoczyłam na nią i nie pozwoliłam się ponieść. Niestety pozwoliłam sobie na dekoncentracje, całą swą uwagę skupiłam na rudej i zapomniałam o Laurencie. Chciał zaatakować mnie od tyłu, czułam jego oddech. Po chwili usłyszałam grozne warknięcie i huk upadku. To Jasper zaatakował Laurenta. Już spokojna znów skupiłam się na Victorii. Trzymałam ją za szyję, a ona syczała na mnie i próbowała się wyrwać. Oj nie ze mną te numery kochaniutka zaśmiałam się w duchu. Potem nie bawiąc się w ceregiele skręciłam jej kark, następnie wrzuciłam jej szczątki do ogniska, które pozostali Cullenowie zdążyli rozpalić. Patrzyłam w płomienie gdy doszedł mnie wrzask bólu, to Jasper oderwał ramię Laurentowi i właśnie zamierzał urwać mu głowę gdy ten krzyknął:
- Zaczekaj! Zanim mnie zabijesz, najpierw dokładniej przyjrzyj się swojemu byłemu kochasiowi, może wtedy dostrzeżesz, że nie jest tym za kogo się podaję. - mówiąc to patrzył mi prosto w oczy. Odepchnęłam Jaspera., który spojrzał na mnie niezadowolony, ale nic nie powiedział. 
- O czym ty mówisz? Kogo masz na myśli?- zadawałam pytania i żądałam na nie odpowiedzi. Do cholery o co tu chodzi?
- Naprawdę nie wiesz?- zaśmiał się ironicznie i spojrzał mi przez ramię.
Błyskawicznie odwróciłam się i nie mogłam wprost uwierzyć w to co widzę. Jak mogłam nie zauważyć tego wcześniej? Jak mogłam mu zaufać. Jasper warczał obok mnie gotowy do obrony kierując przepełniony furią wzrok w stronę Diega, który trzymał za szyję mego serca i zasłaniał się nim jak tarczą. Głośno zawarczałam na ten widok. On tylko uśmiechnął się kpiąco i mocniej zacisnął dłonie na szyi Chrisa. Miałam przed sobą przeciwnika doświadczonego w polu walki, nie liczącego się z uczuciami innych i zabijającego bez wahania. Diego miał ponad 400 lat. I przez ten cały czas zdobywał doświadczenie w walce, mimo iż byłam świetną wojowniczką i posiadałam wiele darów, których nie mogłam użyć, bo mogłam skrzywdzić syna, nie łudziłam się, że w pojedynkę go zabiję. Cullenowie oprócz Jaspera byli dla kogoś takiego jak Diego łatwym przeciwnikiem, dlatego... O Boże! No tak! Jasper..... połączyłam się z nim telepatycznie. 
- Jasper!- odezwałam się do niego w myślach. Drgnął i rozejrzał się zdezorientowany. 
- Jasper! To ja Bella, możemy porozumiewać się telepatycznie. Nie daj nic po sobie poznać, po Diego się zorientuję. Rozumiesz?- zapytałam, ale nie spojrzałam w jego stronę. Swoją uwagę skupiałam na Diego, który przez cały czas patrzył mi z jakąś dziwną determinacją w oczy.
- Rozumiem. Co my teraz zrobimy? Jeśli zrobimy chodz jeden krok w jego stronę, skręci Christopherowi kark. - Jasper jak zwykle odezwał się opanowany i trzezwo myślący.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Diego jest doskonałym wojownikiem, liczy sobie ponad 400 lat. Mamy przed sobą groznego przeciwnika, dlatego musimy współpracować. Twoja rodzina nie da rady, jedynie ty i ja mamy jakieś szansę. Jak tylko Chris będzie bezpieczny atakujemy. Musimy go zgładzić.- rzekłam.
- Z przyjemnością go zabiję, nie zapominaj, że również świetnie walcze, nigdy nie zostałem pokonany i mam prawię tyle samo lat co ten laluś.- Jasper mówił do mnie, lecz nie odrywał swoich złotych oczu od przeciwnika. 
- Ok, przygotuj się- rzekłam. Nasza rozmowa nie trwała więcej niż 5 sekund, ale i tak zauważyłam, że Diego niespokojnie na nas patrzy.
- Puść mego syna Diego- powiedziałam zimnym jak lód głosem- Ostrzegam cię.
- Ty? Mnie?- rozesmiał się kpiąco.- Nie zapominaj, że w rękach trzymam twój najdrogocenniejszą skarb, twoją miłość, sens twego istnienia, twojego syna. Wystarczy jeden ruch i skręcę mu tą jego bladą szyję.
- Nie słuchaj go mamo!- krzyknął Chris- Zabij tego śmiecia- rzekł patrząc mi prosto w oczy. Zrozumiałam. Po chwili Greg osunął się na ziemię i chodz zerwał się po niecałej sekundzie, to wystarczyło by Chris bezpiecznie spoczął w objęciach Esme. Ja również nie czekałam z Jasperem, z charkotem rzuciliśmy się na Grega. Udało mi się  powalić go na ziemię, lecz skubany zrzucił mnie z siebie. Z hukiem upadłam na ziemię, w tym czasie Jasper z całej siły przyłożył w splot słoneczny Diegowi, który aż się zgiął z bólu. Podbiegłam do niego i kopniakiem powaliłam go na ziemię. Nie przewidziała tylko jednego, ten sukinsyn podciął mi nogi i upadłam na niego. Odwrócił nas tak, ze to ja leżałam pod nim i zaczął niebezpiecznie odchylać mi głowę. Usłyszałam nieprzyjemny dzwięk, już myślałam, ze to koniec gdy uścisk nagle zelżał a ja znalazłam się w silnych ramionach Jaspera.
- Bella!- potrząsał mną spanikowany- Nic ci nie jest? Odpowiedz!
- Cholera Jasper- warknęłam i zerwałam się na równe nogi, on spojrzał na mnie zdezorientowany. Niespodziewanie się uśmiechnęłam- Zabijmy skurwiela.
Jasper zaśmiał się. Obydwoje spojrzeliśmy w stronę Diega, który niezdarnie podnosił się z ziemi. Najwyrazniej Cullen rzucił nim gdy mnie ratował. Zaczęliśmy go okrążać, obserwowaliśmy jego ruchy. Ten jakby nigdy nic stał spokojnie, tylko napięcie mięśni zdradzało go, że jest gotowy do walki. Syknęłam i zbliżyłam się do niego, to samo zrobił Jasper. Nasz przeciwnik niespodziewanie rzucił się w moją stronę próbują powalić mnie ciosem pięści, lecz ja przygotowana na atak uchyliłam się i jego pięść wylądowała w powietrzu. Jasper nic nie zrobił, spokojnie stał i obserwował. Wiedziałam o co mu chodzi, chciał zobaczyć sposób walki Diega by potem łatwiej go pokonać. Cholera! pomyślałam gdy mocny prawy sierpowy powalił mnie na ziemię. Nie powinnam tak rozmyślać gdy toczy się walka na śmierć i życie. Wtedy Jasper przejął kontrolę, skoczył na Diega zasypując go gradem silnych uderzeń, które niestety tamten skutecznie unikał. Jasper widząc to wykonał obrót i kopnął go w klatkę piersiową. Auć! To musiało boleć pomyślałam patrząc jak ten drugi upada ciężko na ziemię. Postanowiłam się nie wtrącać, wiedziałam, że Jasper sobie poradzi. Zerknęłam przez ramię, reszta Cullenów stała za nami i przyglądała się walce. Edward miał wielką ochotę skoczyć nam na pomoc, widziałam to po jego oczach, ale powstrzymywał się. Widocznie musiał usłyszeć moją mentalną rozmowę z Jazzem. I dobrze, nie chciałam, żeby się wtrącał. Swój wzrok znów skierowałam na walczących. Okrążali się jak, wyglądali jak drapieżniki, przyczajeni, niebezpieczni i gotowi do walki. Nagle obaj skoczyli ku sobie. Zderzyli się w powietrzu, wytwarzając przy tym głośny huk, tak jakby dwa głazy zderzyły się ze sobą. Upadli na ziemię, tłukąc się bez opamiętania w steku przekleństw. U obydwu wyczytałam w oczach czystą furię, obydwaj dawali z siebie wszystko i obydwaj dążyli do zwycięstwa. Jasper zaserwował Gregowi mistrzowski cios pięścią, musiał być bardzo silny, bo usłyszałam nieprzyjemny dla ucha zgrzyt. Diego potrząsnął głową próbując się otrząsnąć i nagle roześmiał się patrząc w moją stronę. Normalnie wariat.
- Bello!- szepnął zmysłowo, a mnie przebiegł dreszcz obrzydzenia- Kochanie, naprawdę pozwolisz mu mnie zabić? Nie chcesz zrobić tego sama? No dalej skarbię! Może się boisz? - zadrwił.
- Pierdol się!- warknęłam i ruszyłam w jego stronę, ale Jasper potrząsnął głową więc się zatrzymałam.
- Oj,oj! Skąd takie brzydkie słowa biorą się u tak pięknej wampirzycy?- zacmokał- Wstydziłabyś się Bello.
Syknęłam.
- Nie chcesz wiedzieć dlaczego to zrobiłem? Dlaczego chciałem zabić Chrisa? Ciebie?- mówił i jednocześnie unikał ciosów Jaspera.
- Jazz zaczekaj- powiedziałam. - Niech mówi. 
Jasper posłusznie przestał go atakować , ale był gotowy do ataku.
- Gadaj- rozkazałam chłodno.
Ten tylko się zaśmiał.
- Skąd ten chłód kochanie?- chciał mnie sprowokować, lecz gdy zauważył, że to na mnie nie działa dał sobie spokój- No dobra, nic nie stoi na przeszkodzie, abyście się dowiedzieli prawdy. Volturii mówi ci to coś skarbie?- zaszydził a ja zesztywniałam. No oczywiście a któżyby inny?- Odkąd Cullenowie odeszli mieli się na celowniku, chcieli cie mieć w swoich szeregach. Z twoimi darami byliby niepokonani, Aro wręcz obsesyjnie chciał cię dołączyć do swojej straży. Sądził, że po tym jak Cullenowie cię zostawili z przyjemnościa do nas dołączysz. Kto mógł się spodziewać, że jesteś w ciąży? I to z wampirem? No i pojawili się Anabell , Michael i cała reszta gotowa bronić cię za wszelką cenę. Trójca nie chciała konfliktów zwłaszcza z wampirami posiadającymi tak potężne dary. Na dodatek nauczyli cię walczyć, szpiedzy donosili, że świetnie sobie radzisz, że jesteś niepokonana. Kajusz oczywiście chciał cię zgładzić, bojąc się o swoją pozycję, lecz Aro wpadł na pewien plan. I tu wkraczam ja! Nie był to przypadek gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy w Brazylii. Miałem zdobyć twoje zaufanie, zaprzyjaznić się. Trochę to trwało, zaczynałem coś do ciebie czuć, ale ty nie potrafiłaś zapomnieć o Cullenie- tu rzucił pogardliwe spojrzenie Edwardowi- Zawsze liczył się tylko on, nie zaprzezczaj Bello. Więc skoro nie odwzajemniałaś mego uczucia postanowiłem cię zniszczyć, ciebie i wszystko co jest ci drogie. I wszyscy wiedzą, że twoim jedynym słabym punktem jest twój syn,  wszystko by się udało gdyby nie ta dwójka- tym razem spojrzał na ognisko gdzie paliły się szczątki Victorii i Laurenta, tak Laurenta. Emmett zabił go i spalił.- No i to wszystko, będzie mi cię brakować Bello- z tymi słowami rzucił się na mnie, lecz nie zdążył mnie nawet tknąć, bo użyłam dary Jane i powaliłam go na ziemię, w tym czasie Jasper podszedł do niego od tyłu i oderwał mu głowę. Następnie wrzucił jego ciało do ogniska. Przez chwilę panowała cisza, potem poczułam jak oplata mnie para silnych ramion. Uniosłam głowę i spojrzałam wprost w przepełnione miłością i czułością oczy Edwarda.
- Nigdy więcej mi tego nie rób- wyszeptał do mego ucha i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.