niedziela, 14 kwietnia 2013

Ponowne spotkanie.

Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Słyszałam wokół tylko krzyki i sapanie wilkołaków. W jednej chwili zamierzałam rzucić się na Paula za obelgi, które kierował w stronę mojego syna, a w następnej zostałam zasłonięta przez dobrze znaną mi postać. Odgradzała mnie własnym ciałem, od wielkiej postaci wilka, który zamierzał rozerwać mnie na strzępy. Warczał głośno patrząc na mnie nienawistnym wzrokiem. Spojrzałam ponownie na mojego obrońcę. Co on do cholery tu robił? Jak się tu znalazł? I najważniejsze: Czy wie, jak jego pojawienie się tutaj wszystko skomplikuje? Ale nie miałam wiele czasu na zastanowienie się nad tymi pytaniami, ponieważ Paul rzucił się w moim kierunku z głośnym charkotem. Lecz nie zdążył nawet mnie dotknąć, ponieważ Diego odrzucił go na dobre 10 m z taką siłą, że wilk z trudem się poniósł. Diego zajął się Paulem, ja zaś przejęłam z ramion Carslia mojego syna. Spojrzałam na jego anielską twarz. Był kopią swojego ojca. Tylko oczy miał po mnie. Wielkie i ciemno brązowe. Poczułam nagle, że poruszył się w moich ramionach.
- Chris- odezwałam się - Skarbie?
Jęknął i otworzył oczy.
- Mama?- wyszeptał z niedowierzaniem. 
- Tak, jestem tu- ożywiłam się i przytuliłam policzek do jego miękkich włosów.- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Strasznie się o ciebie martwiłam.
- Nic mi nie jest mamo-powiedział i spróbował się podnieść.
- Leż- powiedziałam stanowczo- Jesteś stanowczo za słaby by móc samodzielnie dotrzeć do domu. Jestem pewna, że Carslie sie ze mną zgodzi- spojrzałam na doktora.
Mój syn też na niego spojrzał i zrobił zdumioną minę. 
- Dziadek?- zapytał. Ten spojrzał na niego ze wzruszeniem a na mnie ze zrozumieniem. No tak, Carslie jest bardzo inteligentny, bez trudu domyślił się prawdy.  Popatrzyłam po reszcie zebranych, wilki w ludzkich postaciach  patrzyły na nas z mieszanymi uczuciami, zaś Cullenowie byli kompletnie skołowani. Edward z szokiem patrzył na naszego syna. Potem popatrzył mi prosto w oczy i zobaczyłam, że ma mnóstwo pytań. 
- Mamo co się stało? Jak się tu znalazłem? I co ty tutaj robisz?- Chris zasypywał mnie gradem pytań. 
Już miałam odpowiedzieć gdy mój syn wykrzyknął:
- Diego?!
- Tak młody, jestem tu.- roześmiał się melodyjnie mój obrońca i kucnął obok nas. Po chwili spoważniał i dotknął ramienia Christophera- Niezłego stracha nam napędziłeś. Nic ci nie jest?
- Spokojnie, jestem tylko troche poobijany, ale przeżyję- zażartował.
Wtedy roześmialiśmy się wszyscy. 
- Więc mamo- zwrócił się do mnie- Co się stało?- ponowił pytanie.
- Czułam, po prostu czułam, że coś jest nie tak. Wiedziałam, ze nie powinnam cię zostawiać, ale gdy poczułam ten ból, już wiedziałam, że cierpisz. Więc bez wahania połączyłam się telepatycznie z Rani, aby przesłała cię w te czasy, do których i mnie przeniosła. A gdy  zobaczyłam cię w otoczeniu pięciu nowonarodzonych już byłam pewna, że zle postąpiłam zostawiając cię. Oczywiście rzuciłam ci się na ratunek, ale sama nie dałabym rady- oczywiście dałabym, ale wolałam nie wspominać przy Cullenach o moich darach- pomogli mi Leah, Jakob i Seath- powiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło do moich przyjaciół.
- Oni też tu są?- rozejrzał się i uśmiechnął.
Podeszli do niego, więc odsunęłam się, aby mogli się z nim przywitać.
- Aleś ty wyrósł Chris- powiedziała Leah i przytuliła go do siebie. - Cieszę się, że nic ci nie jest, bo twoja matka gotowa byłaby urządzić tu istną rzez.- zaśmiała się w moją stronę i poczochrała włosy mego syna.
- Leah!- Chris udawał zbulwersowanego- Nie jestem już dzieckiem- starał się poprawić swoje włosy, ale sprawił tylko, że były jeszcze w większym nieładzie.
- Oj dla mnie będziesz zawsze małym chłopcem-powiedział z czułością. 
- Dobra koniec tych tkliwości- przerwał im Jakob- Teraz ja chce się przywitać z młodym- mówiąc to zgarnął w objęcia mego syna.
- Nie rób nam więcej takich numerów Christopher- rzekł tym razem poważnie- Śmiertelnie nas przestraszyłeś. Leah ma rację cieszmy się lepiej, że nic ci nie jest, bo twoja matka zabiłaby nas gdyby coś ci się stało na naszym terytorium. O ile udałoby jej się nas pokonać- dodał ze złośliwym uśmieszkiem.
Wywróciłam tylko oczami i pokazałam mu fuka.
- Gdzie z tym do mnie co?- udał oburzenie. 
- Kretyn- mruknęła Leah.
- Jak dzieci- powiedział Jared.
- Czy wy nigdy nie przestaniecie sobie dogryzać?- zapytał zmęczonym głosem Quil. 
- Prędzej piekło zamarznie- powiedzieliśmy w tym samym momencie i roześmialiśmy się. 
Sam pokręcił głową rozbawiony. Mój syn się roześmiał.
- Dobra koniec tych żartów, Chris musi odpocząć- powiedziałam do wszystkich. Zaraz jednak zesztywniałam, bo nie miałam przecież dokąd go zanieść, przecież nie do Charliego. 
Carslie widocznie domyślił się co jest powodem mojego wahanie i powiedział:
- Bello? Chodzcie do nas, tam Chris w spokoju odpocznie, a ja będę mógł mieć na niedo oko, gdyby coś się stało.
Przez chwilę się wahałam, nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Spojrzałam na Diega, ten skinął głową.
- No dobrze pójdziemy- zwróciłam się do lekarza a on uśmiechnął się do mnie i spojrzał ma mego syna, który ciągle siedział na ziemi. 
- Chodz Chris zaniosę cię- zwróciłam się do niego. 
Mój syn zrobił przerażoną minę.
- O nie!- sprzeciwił się , spojrzałam na niego zdezorientowana- Na pewno nie pozwolę, aby kobieta mnie niosła a już w szczególności moja własna matka. Już wolałbym się czołgać- spojrzałam rozbawiona na Diega, który powstrzymywał śmiech. Usłyszałam również cichy śmiech pozostałych.
- Uparty jak ojciec- rzekłam i skinęłam na Diega.
Ten zrozumiał mnie i podszedł do Chrisa.
- No to hop- powiedział wesoło i bez wysiłku podniósł mojego nachmurzonego syna.- Idziemy? - zapytał.
Spojrzałam na doktora , ten pokiwał głową.
- Dziękuję za pomoc- zwróciłam się do watahy- Miło wiedzieć, że można na was zawsze polegać. 
- Nie ma za co Bello, przecież wiesz, że ty i Chris jesteście dla nas jak rodzina.- powiedziała Leah.
- Dziekuje- powtórzyłam. 
Skinęli głowami i po chwili zniknęli między drzewami. odwróciłam się do Cullenów, którzy przyglądali się mi. Wzrok Rosalie co chwilę lądował na Chrisie. 
- No dobrze chodzmy już- powiedziałam i jednym skokiem przemierzyłam rzekę. Chwilę pózniej zrobił to Diego z moim synem w ramionach  oraz  Carslie. Ruszyliśmy biegiem do rezydencji Cullenów. Czułam ich wzrok na sobie. Wolałam nie zaglądać w ich myśli, chciałam dać im chwilę prywatności, aby wszystko przemyśleli. Nagle coś mnie zaniepokoiło, spojrzałam na resztę oni również stali się niespokojni i rozglądali się dookoła. Mignęła nam przed oczami czyjaś rozmazana postać, potem druga. Cholera kolejne wampiry. Stanęliśmy, od razu zasłoniłam syna własnym ciałem i przybrałam obronną pozycję. Cullenowie zrobili to samo. Postanowiłam sprawdzić myśli  tych wampirów. Odczytałam z nich samą nienawiść do mnie i do Cullenów. Chcieli nas zabić, i nie przejmowali się, że jest nas więcej. Przygotowali się na smierć, ale mieli nadzieję, że zabiorą również ze sobą niektórych z nas. Nie zamierzałam na to pozwolić. Warknęłam głośno, bo wiedziałam już kto to jest. Po chwili dwie postacie stanęły przed nami, szyderczo się uśmiechając. Ponownie warknęłam.
- No proszę, proszę- zaśmiała się postać- Słynna Bella wampirem? Teraz z wielką przyjemnością cie zabiję- syknęła i rzuciła się w moją stronę. Postanowiłam użyć daru, nie chciałam ryzykować życia mego syna. Skupiłam się i walnęłam nią z całą siłą w drzewo, które złamało się pod jej ciężarem. Długo nie czekałam, zanim zdążyła się podnieść przycisnęłam ją do ziemi głośno warcząc. Wtedy na plecach poczułam oddech drugiego wampira... 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Nominacja

                                                                    NOMINACJA



Serdecznie dziękuję za nominację "The Versaitile Blogger" Claire z bloga
http://only-one-magical-kiss.bloog.pl , Bloody Moon z bloga http://usmiech-strachu.blogspot.com/, Kasi Nowak z bloga http://zaginiony-brat.bloog.pl oraz Isabelli z bloga www.foreverlife.crazylife.pl. 



                                                    Osoba nominowana powinna:
- podziękować nominującemu,
- ujawnić siedem faktów o sobie,
- nominować 10 innych osób,
- poinformować o tym dane osoby,



Siedem faktów o mojej skromnej osobie:D 
1. Uwielbiam czytac książki. ( nie lektury xd) 
2. Kocham film pt: " Gra o tron" :)
3. Często dostaję głupawki w gronie przyjaciół jak i w szkole. 
4.Jestem strasznym śpiochem. Gdybym mogła leżałabym cały dzień w łóżku i pisała nn na mojego bloga:P
5. Lubię zielone Frugo:)
6. Mam psa, który wabi się Demon.
7. Mam uczulenie na truskawki:( Ale i tak je jem. :D

 Nominuję:
 http://bella-i-mala-kopia-jego.blogspot.com/
 http://renesmee-i-demetri.blog.onet.pl/
 http://usmiech-strachu.blogspot.com/
 http://inna-bellaswan.bloog.pl/
 http://na-rozkaz-ara.blogspot.com/
 http://siostryswan.blogspot.com/
 http://kiss-me-or-kill-me.blogujaca.pl/
 http://me-and-my-prince.blogspot.com/
 http://everybody-hurts.bloog.pl/
 http://pol-wampir-pol-wilkolak.blogspot.com/

środa, 3 kwietnia 2013

Skok w przyszłość.

Ogarniała mnie ciemność i straszny ból. Słyszałam krzyki przerażenie Cullenów nad sobą. Ktoś wziął mnie na ręce i położył na czymś miękkim, pewnie na kanapie. Carslie próbował mnie obudzić, lecz ja byłam zamknięta w swoim umyśle jak w próżni bez wyjścia. Byłam śmiertelnie przerażona, nie chodziło mi o mnie, o nie. Nie obchodził mnie ból, który czułam, przerażało mnie jego zródło. Wiedziałam, że coś złego musiało stać się mojemu synowi. Byłam z nim emocjonalnie związana, czułam jego emocje. Był dla mnie najważniejszy, a teraz wiedziałam, że musiało stać się coś złego. Już raz czułam taki ból, kiedy Renata zaatakowała Chrisa, lecz nie był on taki otumaniający. Stało się coś strasznego, a ja nie byłam tam! Zachciało mi się podróży w czasie. I po co to?! Żeby dowiedzieć się czy Cullenowie naprawdę mnie kochali. Powinnam być przy Chrisie i dbać o jego bezpieczeństwo! Coś mi mówiło, że nie powinnam zostawiać go samego, ale myślałam, ze z własnym ojcem będzie bezpieczny. A teraz co?? Leże tutaj całkowicie bezużyteczna gdy moje dziecko cierpi! Ale co takiego mogło się stać? Zaatakował ich ktoś? Natknęli się na nieprzyjazne watahy wilkołaków? Volturii wykorzystali moją nieobecność, żeby dobrać się do mojego syna? Już na samą tą mysl wpadałam we wściekłość. Jeśli to oni, wróce tam i wybije co do jednego, urządze tak rzez i nikt mnie nie powstrzyma. Aro gorzko pożałuje, jeśli skrzywdził Christofera. Musiałam jakoś uwolnić się z tego stanu i ratować moje dziecko. Powoli przebijałam się przez tą ciemność jaka mnie ogarnęła i zaczęłam słyszeć głosy rodziny Cullenów.
- Cicho! Chyba się budzi- ktoś syknął. Nie byłam pewna kto, ale wydawało mi się, że to Alice.
- Nareszcie!- usłyszałam szept pełen ulgi.
- Odsuńcie się , dajcie jej odetchnąć- spokojny głos Carslie przebił się całkowicie do mojej świadomości.
Otworzyłam powoli oczy i ujrzałam zaniepokojone, ale pełne ulgi twarze. Esme głaskała mnie po włosach, a jej mąż trzymał mnie za nadgarstek.
- Bello! Oh Bello, ale nas przestraszyłaś- Alice rzuciła się na mnie, aby mnie przytulić, ale tym razem jej nie odepchnęłam. Potrzebowałam wsparcia w tej chwili, ona chyba to wyczuła, bo przytuliła mnie jeszcze mocniej.
- Co się stało Bello?- usłyszałam pytanie Carslie skierowane w moją stronę.
Od razu znalazłam się pod ostrzałem spojrzeń.
                                           Z perspektywy Christophera
Wiele zmieniło się odkąd Cullenowie znów wkroczyli w nasze życie. Na początku czułem do nich tylko nienawiść za to jak skrzywdzili moją matkę, lecz pózniej zacząłem dostrzegać wielkie serce Esme, opanowanie i spokój Carslia, żartobliwość i siłę Emmetta, energię i pozytywną energię Alice, ciepło i troskę Rosalie, która ukrywa to pod maską chłodu i obojętności,  dystans i powaga, które przedstawia Jasper, myślę, że on najbardziej byłby zdolny do poświęceń, takich jakim mama się poddała dla mnie. No i Edward, mój ... ojciec. Ta nienawiść, która buchała ze mnie płomieniami, z czasem przygasła. Wiem, że mój ojciec mnie kocha i troszczy się o mnie  tak jak mama. Żałuję, że ominęło go tyle lat z naszego życia. Były oczywiście lepsze i gorsze momenty, ale zawsze trzymaliśmy się z mamą razem, bo razem jesteśmy silniejsi jak to powtarza mama. Przy niej zawsze czuję się bezpiecznie, wiem, ze nie pozwoli mnie skrzywdzić, ale czasami jej opiekuńczość przeszkadzała mi. Jestem już dorosły, no może nie do końca, bo niby wyglądam na 18 lat, ale w rzeczywistości mam tylko 10. Bella nie może tego zrozumieć, albo może raczej nie chce. Dla niej zawsze będę małym chłopczykiem. Dalej nie może pogodzić się z tym, że nie było jej przy mnie gdy Renata mnie porwała i chciała przemienić w pełni wampira. Ale to przecież nie jej wina, to ja powinienem być silniejszy i nie dać się złapać, ale na szczęście mama zdążyła mnie uratować. Wpadła w szał, nigdy jej takiej nie widziałem. Chciała rozszarpać Renatę na kawałki, ale Anabell i Greg powstrzymali ją, mówiąc, że będzie jeszcze miała okazję ją wykończyć, a teraz lepiej zrobi zajmując się mną. Dopiero wtedy się opanowała i zabrała mnie do domu. Wszyscy nade mną skakali jakbym był ze szkła, ale do cholery nie jestem dzieckiem. Przyznaję, że na początku podobało mi się to, nawet zdołałem wyłudzić od mamy prezent w postaci samochodu, jak ja ją kocham. Ale pózniej było: " Chris nie możesz jeszcze wstawać" , " Chris jesteś za słaby", " Christopher masz leżeć!" I tak w kółko. Na szczęście wujek je jakoś przekonał i w końcu dały mi spokój. Niestety tego samego dnia postanowiliśmy z wujkiem zrobić sobie mały wyścig samochodowy, by sprawdzić jak sprawuje się moje cudeńko. Pech chciał, ze podczas wyścigu wujek zajechał mi drogę i walnąłem w drzewo w ogromną siłą, mi oczywiście nic się nie stało, ale z samochodu nic nie zostało. Gdy mama i ciocie usłyszały huk wybiegły z domu. Mama od razu podbiegła do mnie i wyciągnęła z samochodu. Pózniej jej wzrok skupił się na Michaelu,  bo najwyrazniej musiała odczytać z jego myśli co się stało. Z warkotem rzuciła się na niego, podczas walki zniszczyli połowę lasu, nie wspominając już o samochodzie wujka, w które mama rzuciła drzewem. Wtedy Michael też się wkurzył i walka zaczęła się na nowo, walczyliby pewnie ze sobą tak długi czas gdyby do akcji nie wkroczyli Stefano i Damon, którzy przyjechali do nas w trakcie walki. Mama oczywiście nie mogła się powstrzymać by jeszcze dopiec Michaelowi i mimo iż jego samochód był zgnieciony, mama kopnęła go tak, że walnął z hukiem w kolejne drzewo przy okazji je łamiąc. Czasem naprawdę zachowują się jak dzieci, ale wiem, że oboje byliby zdolni wskoczyć dla drugiego w ogień. Ale może na razie koniec tych wspomnień. Obecnie znajdowaliśmy się z Edwardem w jakiejś cholernej puszczy szukając sprzymierzeńców, po których wysłała nas mama. Między nami panowała cisza, nie odzywaliśmy się do siebie odkąd opuściliśmy zamek. Widziałem, ze wiele razy otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale w końcu rezygnował. Może ja powinienem zacząć? Dobrze, ze moje myśli są bezpieczne. Nawet jeśli mama byłaby setki tysięcy km stąd zawsze mnie chroni. Można by powiedział, ze tak rozwinęła  swój dar, że bez względu na okoliczności i miejsce tarcza wciąż jest nałożona na mnie. W końcu postanowiłem się przełamać i zacząć rozmowę:
- Ekm- odkaszlnąłem, a on spojrzał na mnie- Wyczuwasz ich myśli?- zapytałem, no brawo Chris bardziej głupiego pytania nie mogłeś zadać, i to według ciebie nazywa się zaczęcie rozmowy z własnym ojcem?
- Nie- odrzekł spokojnie ciągle na mnie patrząc, pózniej zauważyłem w jego cień troski- Jesteś zmęczony? Może przystaniemy na chwilę?- zapytał.
- Nie- odparłem- Nie jest mi potrzebny odpoczynek, dam rade- powiedziałem stanowczo patrząc mu twardo prosto w oczy. Czyżby mi się wydawało czy kąciki jego ust podniosły się delikatnie w górę?
- Oczywiście- rzekł niewinnie- Jesteś tak samo uparty jak twoja matka- powiedział z uśmiechem.
O tak byłem uparty, gdy wyznaczyłem sobie jakiś cel za wszelką cenę dążyłem do jego zdobycia.
- Chyba tak- odrzekłem po chwili- Ale mama jest dużo bardziej uparta ode mnie, trudno ją do czegoś przekonać. Niewielu się na to odważa, boją się, zresztą nie dziwie się mama ze swoimi darami jest nie do pokonania. Tylko Michael nie boi się kłócić z mamą, mimo iż te ich rozmowy często kończą się walka. - powiedziałem patrząc na niego.
Zauważyłem, że zmarszczył brwi.
- Kim jest Michael dla Belli?- zapytał z pozoru spokojnie, ale nie zdołał do końca opanować swojego głosu i wiedziałem, ze moja odpowiedz jest dla niego bardzo ważna. Ale nie mogłem się powstrzymać roześmiałem się głośno. On myśli, ze mama i Michael? Fuuu Edward popatrzył na mnie zdziwiony.
- Przepraszam- wykrztusiłem pomiędzy napadami śmiechu.- Mama i Michael są tylko przyjaciółmi. Wujek był zawsze przy nas i nam pomaga. Ale oni kochają się jak rodzeństwo, nic więcej.- wytłumaczyłem.
Zauważyłem ulgę w jego oczach chodz starał się ją ukryć. Nagle zauważyłem , że cały zesztywniał. Nim zdążyłem zapytać o co chodzi, przemieścił się tak, ze byłem ukryty za jego plecami.
- Tato?- zapytałem cicho- O co chodzi?.
- Słyszę i wyczuwam pięciu nowo narodzonych, zmierzają prosto w naszą stronę.- wytłumaczył mi, starał się by jego głos brzmiał spokojnie, ale wyczuwałem w nim strach i zdenerwowanie. Strach o mnie.
Zawarczał głośno gdy przed nami zjawiło się pięciu nowo narodzonych, którzy od razu przyjęli pozycję do ataku. Warkneli i ruszyli w naszą stronę, nie było czasu na wymyślenie jakiegoś planu działania. Walka zaczęła się. Tata walczył z trzema wampirami na raz, niezle sobie radził, czego nie można powiedzieć o mnie. Zadawałem ciosy tak jak nauczył mnie Greg, ale wtedy to była na niby i to w dodatku z wujkiem, który nie skrzywdziłby mnie. A teraz dwóch silniejszych nowo narodzonych chce mnie zabić. Udało mi się jednego powalić na ziemię, ale wtedy nie zauważyłem jak ten drugi chwyta mnie za szyję i rzuca o drzewo. Poczułem ogromny ból w całym ciele. Usłyszałem również rozpaczliwy krzyk mego ojca, który chciał się do mnie przedostać. Ostatnie co zobaczyłem to pochylającego się nade mną wampira.
                                                       Z perspektywy Belli 
Po pytaniu Carslie zapanowała cisza, wiedziałem że wszyscy czekają na odpowiedz. Miałam już coś powiedzieć gdy znowu poczułam straszny ból. Złapałam się za brzuch a Cullenowie od razu do mnie doskoczyli pytając co się dzieję.
- Bądzcie przez chwilę cicho!- krzyknęłam a oni posłusznie zamilkli- Muszę się skoncentrować- powiedziałam zrozpaczona. Myślałam teraz tylko o syna, on cierpi. Spróbowałam telepatycznie połączyć się z Rani, z szamanką , ale nie wiedziałam czy mi się uda, bo byłam strasznie osłabiona. Ale próbowałam dalej" Rani jeśli mnie słyszysz, zrób coś mój syn cierpi, a ja nie mogę przenieść się znowu w przyszłość, bo jestem za słaba, błagam cię, ratuj go" przesłałam do jej myśli. Kiwałam się w przód i w tył przez kilka minut, myśląc o tym ,że jeśli coś się stanie Chrisowi nie będę miała po co żyć. Po woli odzyskiwałam siły. Czułam jak ktoś głaszcze mnie po plecach, a ktoś inny przytula, to były kobiece ręce. Nagle usłyszałam zrozpaczony głos mojego syna w głowie. Był niedaleko i wołał mnie na pomoc. Skoczyłam w wampirzym tempie na nogi, wszyscy popatrzyli na mnie niezrozumiałym wzrokiem, ale nie przejmowałam się tym, tylko jak szalona wypadłam z ich salonu podążając za zapachem syn. Czułam ich obecność, biegli dokładnie za mną. Zbliżaliśmy się do terytorium wilków, a to co tam zobaczyłam wstrząsnęło mną do głębi. Pięciu wampirów pochylało się nad moim nieprzytomnym synem. Warknęłam głośno rozwścieczona a oni spojrzeli w moim kierunku i uśmiechnęło się mściwie, najwyrazniej wiedzieli kim jestem. Jeden pochylił się nad szyją mojego syna, a ja w tym samym czasie jednym susem przeskoczyłam rzeką rzucając się na niego, odepchnęłam go z całej siły tak, że poleciał na drzewo łamiąc je. W tym czasie reszta rzuciła się na mnie, widziałam przerażenia na twarzach Cullenów, którzy znajdowali się po drugiej stronie rzeki, ponieważ nie mogli wejść na terytorium wilkołaków. Edward rzucił się w moją stronę, ale Jasper złapał go mocno za ramię zatrzymując go. I dobrze, nie potrzebne mi jeszcze konflikty między Cullenami a wilkami. Jeden z wampirów złapał mnie za szyją a po zostali za ręce. A ten, którego odepchnęłam zbliżał się do mnie z zamiarem zabicia mnie, na nieszczęście dla niego stanął dokładnie na przeciw mnie a ja korzystając z tego, że moje nogi były wolne złamałam mu w ciągu sekundy kark. Na chwilę zapanowała cisza, najwyrazniej wszystkich zszokowałam, ale to dało mi szansę na wyrwanie się z ich szponów i udało mi się. Odepchnęłam ich i stanęłam przed moim synem w obronnej pozycji głośno warcząc. Ruszyli w moim kierunku, ale nagle zatrzymali się. Usłyszeli bowiem to co ja. Tupot wilczych łap. Po sekundzie byli już na miejscu, Leah, Jakob i Seath. Spojrzenie moje i Leah skrzyżowały się i ujrzałam w nich nie nienawiść, ale troskę i siostrzaną miłość i wiedziałam już, ze oni wiedzą. Że pamiętają. Nie obchodziło mnie na razie jakim cudem, pózniej przyjdzie pora na pytania i odpowiedzi, teraz ważniejsze było zabicie tych śmieci, którzy ośmielili się podnieść rękę na mego syna. Mając swoich przyjaciół przy boku czułam się bezpiecznie i pewnie, ale Cullenowie najwyrazniej nie podzielali mojego entuzjazmu, patrzyli ze strachem to na wilki to na mnie, pewnie myśleli, że już po mnie. Nic bardziej mylnego. Uśmiechnęłam się szeroko i rzekłam do Seatha:
- Zostań przy Chrisie.
Skinął głową i zajął moje miejsce, ja natomiast stanęłam obok Jake i Leah. Przyjęliśmy pozycje do ataku i ruszyliśmy na wampiry. Skoczyłam na pierwszego, starał się mnie chwycić w uścisk, żeby mnie zmiażdżyć, ale ja nie po to tyle trenowałam, żeby dać pokonać się jakiemuś nędznemu wampirowi. Nie zauważył nawet jak znalazłam się za jego plecami, bez ceregieli oderwałam mu głowę a potem rozczłonkowałam. Zobaczyłam jak reszta sobie radzi, Leah właśnie kończyła ze swoim przeciwnikiem a Jakob posyłał na drzewo kolejnego. Zaniepokoiło mnie jednak coś innego, zapomnieliśmy o istnieniu piątego wampira, który podczas walki schował się za zaroślami a teraz zmierzał w stronę mego syna, rzuciłam się w ich stronę, ale na szczęście Seath dzielnie bronił Chrisa. Skoczył na wampira i po krótkiej szarpaninie oderwał mu głowę. Ja zaś zajęłam się rozpalaniem ogniska, powrzucaliśmy tam szczątku wampirów. Na miejscu bitwy po chwili pojawili się pozostali członkowie watahy, Sam spojrzał na nas, pózniej na ognisko a na końcu na mego syna przy, którym właśnie kucałam. Nie odzyskał jeszcze przytomności i to mnie martwiło, na jego ciele zauważyłam liczne zadrapania i warknęłam na ten widok.
- Chris- delikatnie dotknęłam jego policzka- Skarbie obudz się.- powiedziałam cicho, ale on się nie poruszył. Słyszałam powolne bicie jego serca i się przestraszyłam.
- Carslie- zawołałam spanikowana, on spojrzała na mnie. Wydawał się najbardziej z nich wszystkich opanowany.- Pomóż mu- powiedziałam błagalnie. Skinął głową, ale po chwili zatrzymał się i spojrzał na wilki. Wiedziałam o co chodzi.
- Sam- zwróciłam się do przywódcy, który był już w ludzkiej postaci podobnie jak reszta,- Pozwól mu przejść.
-Doktorze niech pan zajmie się Chrisem- powiedział poważnie Sam.
Po chwili Carslie był już przy mnie i moim synu.
-Co mu jest?- zapytałam go, patrząc jak bada mego syna.
- Bello nie bede mógł nic zrobić jeśli nie powiesz kim jest ten chłopak, a raczej do jakiego gatunku należy- rzekł patrząc mu prosto w oczy.
-Chris jest hybrydą, pół wampirem pół człowiekiem. Jest nieśmiertelny, ale nie tak nie czuły na rany jak prawdziwy wampir. Żywi się krwią ale także ludzkim jedzeniem. - wyjaśniłam.
- Interesujące. Nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem. Myślę po prostu, że Chris jest po prostu wycieńczony i obolały, dlatego nie odzyskał jeszcze przytomności. Jego organizm musi się zregenerować, ale nic mu nie będzie.- rzekł spokojnie.
- Uff- odetchnęłam z ulgą- Dziękuje Carslie- zwróciłam się do doktora. On tylko uśmiechnął się delikatnie.
- Kim jest ten chłopak dla ciebie Bello? A raczej dla was?- zapytał po chwili gdy ja w tym czasie tuliłam syna do piersi.
Nim zdążyłam odpowiedzieć usłyszeliśmy drwiący śmiech. Odwróciłam głowę. Paul. Oczywiście. Któżby inny?
- Masz jakiś problem Paul?- warknęłam.
- Tak. Ty jesteś moim problemem i ten bachor. Jesteśmy wrogami, a prowadzimy sobie jakąś rozmowę jakbyśmy byli na jakiejś pieprzonej herbatce.- syknął.
- Spokój Paul- nakazał Sam, ale on go zignorował. Podchodził do mnie coraz bliżej.
- Nie zamierzam tego tolerować. Ten mutant powinien nie żyć, nie potrzeba nam tu mieszańców- wskazał na mego syna.
Tym razem się wkurzyłam, przekazałam syna w ręce doktora i wstałam.
- Uważaj na słowa zapchlony kundlu!- warknęłam.
Widziałam jak przechodzą go dreszcze.
- Nie będę słuchał pijawki i jej bękarta- syknął w moją stronę.
Tym razem przegiął, ten pies nie będzie obrażał mojego syna. Głośno i groznie zawarczałam. On w tym momencie zmienił się w wilka. Już zamierzaliśmy skoczyć sobie do gardeł gdy przede mną wyrosła jakaś postać ,chroniąc mnie.